Psychologia radzi sobie jako tako z ludzkimi problemami, natomiast okazuje się bezradna, jeżeli chodzi o przepis na szczęśliwe życie. Podobnie jest ze szczęśliwymi związkami. One jednak istnieją i trwają mimo emocjonalnych burz i zawirowań. Jak to się dzieje? Redaktorka WH i redaktor MH szukają w dialogu odpowiedzi.
...o uczuciach
Ona: gdyby nie my, faceci w ogóle nie używaliby swoich emocji.
Pamiętam czas, kiedy byłam bardzo, ale to bardzo zakochana i wydawało mi się, że tak będzie już zawsze. Że oto trafiłam na swoją drugą połowę, na swojego astralnego brata bliźniaka i teraz już moje życie będzie kompletne i oczywiście szczęśliwe. Być może innym się nie udało, ale nam się uda na pewno, bo trafiliśmy na siebie po wielu wcieleniach poszukiwań.
Będziemy razem podróżować, zajmować się wspaniałymi rzeczami, wyjedziemy gdzieś daleko, założymy schronisko dla bezdomnych słoników, czy jakoś tak. Spokojnie. Jestem zdrowa na umyśle. Osoby przebywające aktualnie w innym stanie uczuciowym informuję uprzejmie, że ja wiem, jak to brzmi.
Pamiętam taki wywiad w jakimś kolorowym piśmie, którego udzielili świeżo zakochani: Agnieszka Włodarczyk i Mikołaj Krawczyk (aktorzy serialowi – dodaję dla porządku, chociaż na pewno wiecie). Mówili, że czują się jak jedno ciało astralne, za co spadła na nich straszliwa fala szydery.
Troszkę niesprawiedliwa, bo przecież takie głupoty wygaduje prawie każda zakochana para w fazie euforii, tylko rzadko się zdarza, żeby jakaś gazeta była tego ciekawa. Niestety, w ich przypadku była. Ja to doskonale rozumiem. Dokładnie pamiętam również, że będąc w takim stanie ducha, przeczytałam (w ramach studiów najprawdopodobniej, bo na pewno nie z własnej woli) artykuł znanego psychologa, prof. Bogdana Woyciszke, na temat miłości.
Konkluzja była taka, że ta burza neurohormonów, którą ludzie nazywają zakochaniem, a która specjalistom od mózgu przypomina psychozę albo stan ciężkiego uzależnienia od amfetaminy, trwa nie dłużej niż dwa lata. Do dzisiaj pamiętam, jak mi się zrobiło przeraźliwie smutno: z jednej strony nie chciałam w to uwierzyć, a z drugiej jednak podejrzewałam, że wszystko, co dobre, musi się skończyć.
I faktycznie: to się kończy. Teraz dopiero zaczyna się czas świadomych wyborów, bo te wszystkie neurohormony już nie odcinają nas od rozumu. Można szukać następnego haju w kolejnym zakochaniu. Ale to oznacza, że spędzimy życie jako uczuciowa ćpunka, w miarę upływu lat coraz bardziej żałosna.
Możemy się pogodzić z tym, że temperatura uczuć spada – w końcu kto by wytrzymał taką ilość emocji i seksu na co dzień. Ja jestem jednak zwolenniczką nieodpuszczania – trzeba partnera wciąż wkręcać w swoje emocje: opowiadać mu historie, denerwować go, kazać mu się przejmować różnymi rzeczami.
Może się mylę, ale uważam facetów za trochę „nieruchawych” emocjonalnie. To znaczy – jeżeli tylko mają możliwość nieużywania swoich emocji, to z pewnością to zrobią. A to emocje nadają temperaturę związkowi, uzależniają od siebie, wiążą bardzo mocno. I obawiam się, że to do nas należy podkręcanie ich.
On: robienie z facetów emocjonalnych troglodytów do niczego dobrego nie prowadzi.
Nieśmiało chciałbym zwrócić uwagę, że to właśnie ci rzekomo „nieruchawi emocjonalnie” faceci od początków naszej cywilizacji stworzyli najpiękniejsze dzieła literatury i poezji, tak przepełnione miłością i milionem różnych emocji, że od wieków z nich czerpiemy i końca nie widać.
Jesteśmy zapewne mniej afektowani niż wy, ale o żadnej uczuciowej oziębłości mowy, moim zdaniem, nie ma. Zrozumienie przez was faktu, że nie tylko bramki Lewandowskiego potrafią wyzwalać w nas emocje, może być dla związku kluczowe. Oto słowo nasze.
Zobacz także, co faceci myślą o depilacji bikini oraz pornografii.