Nie, nie. To nie jest pytanie z rodzaju: „Dlaczego wy jesteście tacy?”. Pytanie jest bardziej konkretne: "Dlaczego wszystko wam trzeba tłumaczyć, jak krowie na rowie? Dlaczego nie potraficie się niczego domyślić, tylko zawsze robicie durnowato zdziwioną minę, gdy okazuje się, że nam się coś nie podoba? No, faktycznie, objawienie, grom z jasnego nieba, kto by się spodziewał, prawda? A może wy, po prostu, jesteście empatycznie upośledzeni i zamiast na was wrzeszczeć trzeba wam, bidulkom, współczuć?".
Pierwsza odpowiedź, która oczywiście ciśnie się na usta, to: „Nie wiem, domyślcie się same, jak jesteście takie mądre, ha!”, ale ją sobie daruję. Nie daruję natomiast dowcipu, który jak w soczewce skupia, być może, istotę problemu. Wyprawa w kosmos. Kapitan statku, kobieta, bierze mikrofon i wypowiada słynną frazę: „Houston, mamy problem”. „Tu Houston, źle was słyszymy, powtórz”. „Nie, nie, już nic”. Koniec.
Nie wiem, jak wy, ale wszyscy faceci pękają przy nim bezczelnie ze śmiechu, gdy opowiadam go w barze. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wszyscy go rozumieją i wszyscy uśmiechający się są w posiadaniu wiedzy a posteriori. Czyli (w odróżnieniu od wiedzy a priori) tej wynikającej z zaistniałych faktów i doświadczenia.
Jakież to doświadczenie nas połączyło? Ano takie, że jasne formułowanie problemów, potrzeb i oczekiwań znakomicie ułatwia komunikację międzyludzką (nie tylko w pracy, ale też w życiu prywatnym), natomiast oddawanie pola domysłom, przeczuciom, niedopowiedzeniom itp. strasznie to życie komplikuje.
Oczywiście są różni faceci. Jednym wystarczy minimalny sygnał, by zrozumieć sytuację, a przy drugich można wysyłać znaki dymne, świetlne, wywieszać billboardy, a nawet oblewać się płynnym mazutem i podpalać – i tak nie zrozumieją. Taka karma.
Generalnie przyznajemy wam prawo (wiem, wiem, łachy nie robimy, ale to jest prawo także dla nas) do wkurzania się, jeżeli potrzeba została jasno określona, druga osoba ją zrozumiała, zgodziła się z nią i zawaliła sprawę. Ale gdy foch następuje po zdaniu: „Gdybyś mnie kochał, to byś się domyślił” lub „Czy to naprawdę tak trudno wyczuć, że nie chcę jechać na narty razem z Danką i Błażejem?”, to rozum i serce w nas się burzą.
Każdy facet powiedziałby: „Nie chce mi się jechać z Danką i Błażejem, wymyślmy coś innego” i problem byłby załatwiony. Mówcie więc do nas, dziewczyny, normalnie, bez tajemniczego uśmiechu Giocondy. Normalnie. Nawet z naszym empatycznym inwalidztwem i tępotą zrozumiemy, bo kochamy.
PS Jeśli nie zawsze potrafisz się dogadać ze swoim partnerem, sprawdź, jak rozmawiać z mężczyzną, żeby dotarło.
WH 05/2014