Mięśnie, które są tak kluczowe dla naszego życia seksualnego, przez lata padały ofiarą jakiegoś aseksualnego marketingu. Mówiło się o nich w kontekście nietrzymania moczu (ratunku!) oraz porodu.
A okazuje się, że seksualny potencjał tego obszaru został odkryty sto lat temu, kiedy to amerykański chirurg i ginekolog Robert Latou Dickinson zbadał, że prostytutki miały silniejsze mięśnie dna miednicy niż pozostałe kobiety.
I odkrycie to musiało swoje odczekać, zanim Samantha z „Seksu w wielkim mieście” nie odkryła przed kumpelkami oraz milionami fanek serialu tajemnicy ćwiczeń Kegla.
Mięśnie dna miednicy – po co nam one?
Na początek jedna uwaga: „mięśnie Kegla” to wyrażenie potoczne, ale właściwie powinno się mówić: „ćwiczenia Kegla”, które obejmują te właśnie mięśnie. W latach 40. pan doktor Arnold Kegel, amerykański lekarz, wymyślił zestaw ćwiczeń, które mają na celu naukę kontrolowania i wzmacniania mięśni łonowo-guzicznych, zwanych inaczej mięśniami dna miednicy.
O które dokładnie mięśnie chodzi? Otóż nasze narządy wewnętrzne w obrębie miednicy (m.in. pęcherz, macica, okrężnica) są utrzymywane przez trzy warstwy mięśni, rozpiętych jak hamak między kością ogonową z tyłu a kością łonową z przodu. Najniższą warstwę tworzą zwieracze cewki moczowej i odbytu.
Dla nas jednak istotne są również dwie głębsze warstwy podtrzymujące pochwę, macicę i pęcherz. Gdy te mięśnie się w dobrej kondycji, nawet tego nie zauważamy; kłopoty zaczynają się, gdy mięśnie słabną.
Nietrzymanie moczu, wypadanie macicy to problemy, które mogą pojawiać się za jakiś czas jako konsekwencja osłabionych mięśni. A przede wszystkim cierpi na tym nasze życie seksualne.