- Gdybym miała wskazać najbardziej popularny mit na temat mięśni dna miednicy, który przychodzi mi obalać w mojej pracy - mówi Kamila Raczyńska, certyfikowana trenerka mięśni dna miednicy - byłoby to stwierdzenie, mówiące, że większość kobiet cierpi na obniżone napięcie mięśni dna miednicy (MDM) i w związku z tym najistotniejszym jest by te mięśnie wzmacniać.
Zakładam, że faktycznie w czasach naszych babć, kobiety częściej cierpiały na obniżone niż wzmożone napięcie MDM, choćby z tego powodu, że przechodziły znacznie więcej porodów niż my dziś, niejednokrotnie za szybko po porodzie wracały do pracy fizycznej, która była naprawdę bardzo ciężka.
Nikt się nie zastanawiał nad tym jak bezpiecznie wracać do aktywności fizycznej po porodzie siłami natury, nie uczył młodych matek bezpiecznego podnoszenia i odkładania dziecka, a już na pewno nie oferował rehabilitacji poporodowej. Efekt faktycznie mógł być jeden – obniżone napięcie MDM objawiające się wysiłkowym nietrzymaniem moczu, a czasem nawet obniżeniem narządów rodnych.
Dziś jednak nasze życie wygląda zgoła inaczej – w wieku 20-30 lat rzadko mamy pięć porodów za sobą i obowiązek pracy w polu. Częściej za to spędzamy nasze życie w pozycji siedzącej (praca – samochód), częściej uprawiamy sporty kilka razy w tygodniu i częściej żyjemy w ciągłym stresie.
Ale jak to się ma do MDM?
Mięśnie dna miednicy składają się w większości z włókiem posturalnych (70%), ponieważ ich zadaniem w ciele jest utrzymywanie pozycji. Taki mięsień jest przygotowany do długotrwałej pracy, kurczy się wolniej i wolniej ulega zmęczeniu. W mięśniach dna miednicy zdecydowanie mniej (30%) jest włókien drugiego typu – włókien fazowych, czyli takich, które wykonują szybkie ruchy, szybciej też ulegają zmęczeniu, ale też szybciej się regenerują. Włókna posturalne mają także to do siebie, że powstałe napięcie może w nich pozostawać długo. Prowadzi to wówczas do stanu chronicznego napięcia mięśniowego – hipertonii właśnie.
Ale skąd w MDM pojawia się to napięcie?
Z jednej strony z powodu stresu – miednica to obszar, który bardzo łatwo kumuluje stres, choć z reguły nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nie bez powodu mówi się o „spiętym tyłku”, gdy ktoś jest zestresowany. Gdy przeżywamy lęk, obawę, czy chroniczny stres dosłownie spinamy mięsień guziczny, który kiedyś odpowiadał za ruchy naszego ogona! Dziś – podobnie jak u zestresowanego psa, który podkula ogon pod siebie – mięsień guziczny ciągnie nam kość guzinczą (potocznie zwaną ogonową), w kierunku łonowej. Jeśli zostajemy w takim spięciu przez tygodnie, miesiące, a nawet lata nic dziwnego, że zaczynamy cierpień na chroniczną hipertonię MDM.
Niestety niektóre dyscypliny sportu nadmiernie napinają MDM – jeśli ciągle wzmacniasz mięśnie core, ale nigdy ich świadomie nie rozluźniasz, możesz być narażona na hipertonię.
Podobnie jeśli praktykujesz pierwotnie męskie metody pracy z ciałem (np. ashtanga joga), które pozwalają rozluźniać MDM tylko podczas choroby, wypróżniania i porodu(!)
Przeczytaj cały artykuł "Zbyt fit na seks?" w najnowszym numerze Women`s Health, który od 20 października jest już w kioskach!