Z forum na portalu Wizaz.pl: „Mieszkając przez lata z rodzicami za ścianą, nauczyłam się być cicho jak myszka. Teraz nawet chciałabym pokrzyczeć, ale jakoś mi głupio”, „Jestem bardzo emocjonalna – jak mnie boli, to jęczę z bólu, jak mam orgazm, to też krzyczę. Tylko mój partner zasłania mi usta, bo mu wstyd przed sąsiadami. On sam wygląda cały czas, jakby czytał gazetę”, „Jak tylko zaczynam jęczeć, to mój facet natychmiast dochodzi, więc muszę się powstrzymywać, żeby to dłużej trwało”.
No same widzicie – chciałoby się, ale coś nam nie pozwala. I wielka szkoda, bo jak mówią seksuolodzy – te najgłośniejsze z nas mają przeważnie najwięcej frajdy z seksu.
Niepokojąca cisza
Większość z nas niestety wychowała się i mieszka w tzw. budownictwie wielorodzinnym, gdzie ściany są cienkie i od dziecka byliśmy tresowani w „byciu cicho”. Później akademiki czy wynajmowane wspólnie ze znajomymi mieszkania też nie ułatwiały sprawy.
„W pewnym momencie powinnyśmy się od nowa nauczyć, jak głośno wyrażać namiętność – mówi psycholog dr Petra Boynton. – Problem kobiet polega na tym, że jeżeli są ciche w seksie, ich mężczyźni myślą, że nie jest im dobrze. Ale z drugiej strony, jeżeli zachowują się głośno, to wielu facetów zaczyna podejrzewać, że udają”.
23% kobiet mówi w ankiecie, że czuje się niekomfortowo w łóżku z partnerem, który jest milczący.
Nasi faceci też nie są tacy znowu spontaniczni. Być może wynika to z męskiej słabszej zdolności do robienia dwóch rzeczy w tym samym czasie (w sensie: jak się kocha, to nie gada i odwrotnie), ale możliwe, że tak jak my zostali wytresowani do bycia cicho.