Raczej nie da się ujarzmić orgazmu i już go sobie zawsze mieć na każde zawołanie (w każdym razie podczas seksu z partnerem). Z badań wynika, że większość młodych kobiet nie doświadcza szczytowania za każdym razem.
Zresztą po co nam badania? Same to wiemy (a jeśli nie, to zapytajcie koleżanek). Ale to wcale nie oznacza, że taki seks bez finału jest do niczego. Nawet gdy wiesz, że nic z tego nie będzie, bo nie masz nastroju na wzloty, możesz w dalszym ciągu odczuwać zmysłową przyjemność.
Jak mówi pewien mędrzec z internetu – naucz się cieszyć samą podróżą, bo radość z osiągnięcia celu trwa znacznie krócej. Seks to przecież znacznie więcej niż ostatnie 10 sekund.
Jeśli podczas seksu szukasz nowych doznań, poznaj także 8 sposobów na więcej ognia w łóżku.
Zaginiony w akcji
„Aby mieć orgazm, muszę być w odpowiednim nastroju na długo wcześniej. Jeszcze zanim zacznie się gra wstępna – mówi Nina, lat 25, w stałym związku od roku. – Mam wrażenie, że wkładam w to mnóstwo wysiłku, a i tak nie zawsze się udaje. Ale, prawdę mówiąc, nie mniejszą satysfakcję sprawia mi rozkosz mojego partnera”.
Bardzo dużo kobiet wypowiada się w podobnym tonie. Jak wynika z badań, na 100 orgazmów Twojego partnera przypada 80 Twoich. Tak się dzieje w stałych związkach. Jeżeli chodzi o tzw. przygody na jedną noc, to wynik jest zdecydowanie gorszy: 100 dla nich – 50 dla nas.
Ta seksualna niesprawiedliwość jest spowodowana wieloma czynnikami. Część znasz zapewne bardzo dobrze – nie musisz być seksuologiem, żeby wiedzieć, że znacznie trudniej osiągnąć orgazm bez stymulacji łechtaczki.
Możesz jednak nie zdawać sobie sprawy, że jednym z groźniejszych morderców orgazmu jest nadmierna albo nieprawidłowa stymulacja centralnego układu nerwowego, który steruje reakcjami seksualnymi.
Następne w kolejności to rozproszenie uwagi („Poczekaj chwilę, nie mogę znieść, jak się ten twój kot na nas patrzy”). Stres i zmęczenie też obciążają nasz system nerwowy – a w dodatku to się kumuluje. Na zwykły codzienny stres nakłada się jeszcze obawa, czy tym razem uda się osiągnąć orgazm, i w efekcie podniecenie siada.
Natura hojnie obdarowała facetów rodzajem klapek na oczach i uszach, dzięki którym żaden kot, żadne dźwięki zza ściany czy sygnał odebranego SMS-a nie są w stanie ich rozproszyć. „Męski orgazm służył ewolucji, dlatego biologia wytworzyła mechanizmy zabezpieczające jego przebieg” – mówi dr Laura Berman, jedna z największych seksuologicznych sław w USA.
Niestety, z ewolucyjnego punktu widzenia nasz kobiecy orgazm nie ma już takiego znaczenia. Swoja drogą, czy to nie dziwne, że ewolucja zawsze stała po stronie facetów?