Miłość to magia. Tak przynajmniej myśli mnóstwo zakochanych osób, bo przecież to takie dziwne, że spotykamy kogoś, kto na pierwszy rzut oka niczym specjalnym się nie wyróżnia, a nam na jego widok gwałtownie bije serce. Dlaczego akurat do niego nas ciągnie, dlaczego od pierwszego spotkania wydaje nam się, że znamy się od dawna? Przecież to jakaś magia, prawda? No, nie do końca.
Zajrzeć do mózgu
Naukowcy w żadną magię nie wierzą. Ani w wędrówkę dusz i karmiczne związki. Uważają, że skoro jakieś zjawisko występuje u ludzi regularnie, to z pewnością da się je zbadać jakimś instrumentem. Włożyć gdzieś jakiś wziernik, podłączyć aparaturę i sprawdzić, co jest w środku. Może dałoby się to jakoś zmienić, poprawić albo po skrupulatnej analizie składników zmajstrować syntetyczną tabletkę na miłość? Jeśli chcesz mieć dobry związek, to musisz ją regularnie przyjmować do końca życia – jedna kapsułka dziennie, rano podczas posiłku, popić wodą. Firma farmaceutyczna, która pierwsza wprowadzi na rynek taki lek, zarobi fortunę. Ale wiecie co? Wbrew pozorom naukowcy wiedzą całkiem sporo na temat tego, co się dzieje z nami podczas poszczególnych faz miłości. Wiadomo, że jest to swego rodzaju układanka, w której wiele elementów musi się dopasować, aby coś zaistniało, chociaż nie wszystkie te elementy są rozpoznane. To, co jest dzisiaj jasne, to fakt, że wiele z tych procesów można wytłumaczyć za pomocą wzorów chemicznych.
ZOBACZ: Couple goals, czyli 10 patentów, dzięki którym stworzycie udany związek
Serce i rozum
Kiedy spotykamy się z kimś, kto robi na nas wrażenie, to jednym z charakterystycznych objawów może być szybsze bicie serca. To właśnie dlatego przez wieki ludziom wydawało się, że ośrodkiem miłości romantycznej jest serce. Obecnie wiemy, że za większość istotnych w naszym życiu spraw, w tym i za miłość, odpowiada jednak mózg, który zawiaduje produkcją krążących w naszym ciele hormonów i neuroprzekaźników. Naukowcy z Rutgers University pod kierownictwem znanej antropolog dr Helen Fisher podzielili miłość na trzy kategorie: pożądanie, przyciąganie i przywiązanie. Każda kategoria charakteryzuje się własnym zestawem hormonów, które sterują charakterystycznym dla niej zachowaniem.
W pożądaniu najważniejsze jest dążenie do seksu. Część mózgu, zwana podwzgórzem, wysyła komunikat do jąder i jajników, żeby zwiększyły produkcję testosteronu i estrogenu. Tu może kogoś zaskoczymy, ale testosteron produkowany jest również w organizmie kobiet i jest odpowiedzialny za wzrost libido.
Druga kategoria – przyciąganie – wydaje się rządzić trochę innymi prawami i według naukowców jest zjawiskiem odrębnym. Chociaż pożądanie bardzo często występuje wraz z przyciąganiem, to te dwa odczucia mogą istnieć osobno. Ktoś nas może pociągać, ale wcale nie chcemy uprawiać z nim seksu. I odwrotnie. Przyciąganie jest związane z systemem nagrody w mózgu, a ten z kolei jest sterowany przez dopaminę. Dopamina uwalnia się, kiedy robimy przyjemne rzeczy, czyli w tym przypadku spędzamy czas z ukochanym. Mózg produkuje też naturalny haj w postaci fenyloetyloaminy, która rozhuśtuje nasze emocje. Oprócz tego produkowana jest też adrenalina i ten hormonalny koktajl sprawia, że czujemy się tak, jakbyśmy fruwały w powietrzu: odczuwamy euforię, niesamowity przypływ energii do tego stopnia, że nie chce nam się ani jeść, ani spać. Zupełnie jak po narkotyku. I nie jest to porównanie przypadkowe, bo w fazie zakochania reagujemy całkiem podobnie jak ludzie uzależnieni od kokainy.
Trzecim elementem układanki jest serotonina, która, jak pewnie wiecie, odpowiada za dobry, stabilny nastrój i apetyt. Otóż w fazie zakochania jej poziom spada. Według neurologów tym się tłumaczy swoistą obsesję, jaką mamy na punkcie obiektu miłości (podobnie niski poziom występuje w zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych) i trudną do zaspokojenia tęsknotę.
Równie ciekawa jest aktywność mózgu zakochanych, obserwowana przy pomocy rezonansu. Profesor Arthur Aron, psycholog społeczny z Uniwersytetu Stony Brook, przeprowadził właśnie takie badania. Wyglądało to mniej więcej w ten sposób, że osobom zakochanym pokazywano zdjęcia ich partnerów i w tym czasie skanowano ich mózgi. Cóż się okazało? Otóż u zakochanych podczas spoglądania na obiekt uczucia najbardziej aktywną częścią mózgu jest fragment odpowiedzialny za emocje (jądro ogoniaste), a prawie całkiem nieaktywna jest strefa odpowiedzialna za krytyczne myślenie (kora oczodołowo-czołowa). Nie wiem, jak Wam, ale mnie nasuwa się jeden wniosek: aby zachować gatunek ludzki, natura musiała się mocno nakombinować i na koniec jeszcze pozbawić nas zdrowego rozsądku. Czy to jest fair, że hormony uniemożliwiają nam trzeźwe spojrzenie na obiekt miłości? A kiedy nam te łuski z oczu spadają?
SPRAWDŹ: Jak się nie kłócić - tego nigdy mu nie mów [męskim okiem]