Z moim partnerem jesteśmy razem siódmy rok. I chociaż uważamy nasz związek za szczęśliwy, całkiem niedawno – podczas długiej, nocnej rozmowy – musieliśmy jednak spojrzeć prawdzie w oczy: zmieniliśmy się oboje.
I wcale nie jesteśmy pewni, czy to dobra zmiana. Złagodnieliśmy, przytarliśmy sobie nawzajem rogi, ale coś straciliśmy. Może jednak da się to odzyskać? Kiedy to się stało?
Gdy się poznaliśmy, Adam był rozrywkowym facetem, duszą towarzystwa, bez którego żadna impreza nie miała prawa się udać. Ja byłam Panią Niezależną, nowoczesną feministką, która potrafiła we własnym mieszkaniu zrobić wszystko – od malowania po wymianę gniazdek elektrycznych. Z własnym życiem radziłam sobie równie dobrze bez niczyjej pomocy. Generalnie gardziłam słabymi, uzależnionymi od swojego faceta kobietami, które miały dwie lewe ręce.
Obydwoje byliśmy zabawni, niezależni, pewni siebie i bardzo dobrze czuliśmy się w naszych życiach. Ale zaczęliśmy żyć razem i niepostrzeżenie wszystko się zmieniło.
Przeprowadziliśmy się do innego miasta i wkrótce okazało się, że moja dusza towarzystwa wcale tak łatwo nie nawiązuje nowych znajomości. To mnie przypadła rola organizatorki naszego życia towarzyskiego. Ale za to uświadomiłam sobie, że wszelkie „męskie” prace domowe scedowałam całkowicie na Adama.
Po prostu spokojnie sobie zapomniałam, do czego służy wiertarka, zaczęłam bać się prądu i nawet nie wlewam płynu do spryskiwaczy w naszym aucie. Jest jeszcze gorzej – spycham na Adama wszystkie sprawy urzędowe i bankowe. Co się stało z tą przebojową, asertywną dziewczyną, którą byłam?
Naprawdę jest nam razem dobrze, ale uświadomiliśmy sobie, że zanim kompletnie skapcaniejemy, musimy odnaleźć w sobie tych interesujących ludzi, jakimi byliśmy, zanim nie „udomowiliśmy się” tak bardzo.
Komentarze