Siedzisz na kolanach swojego ukochanego, przytulacie się, jego ręka wędruje po Twoim ciele i nagle czujesz, że to, za co chwyta, to nie jest jędrny pośladek, ale coś, co wyhodowałaś sobie w okolicach talii. „O! więcej kochanego ciała” – mówi uprzejmie, a Ty masz ochotę go zabić. Albo siebie. Co się stało?! Kiedy?! Dlaczego?!
Szczęśliwi tyją
No, niestety – przyznajmy uczciwie – zamiast chodzić na jogę, basen czy pilates, chętniej ostatnio spędzałaś czas ze swoim ulubionym facetem, gotując dobre kolacje, piekąc ciasta i pijąc drinki. Ciekawe, że w czasach bycia singielką mogłaś wykazać naprawdę sporo samozaparcia w siłowni, a teraz, kiedy jesteś w szczęśliwym związku, jakoś Ci szkoda czasu.
Jasne, wszystkie słyszałyśmy o tym, że seks spala mnóstwo kalorii, ale jakoś dziwnie, mimo że często go uprawiasz, przybrałaś na wadze. Anglicy mają na to nawet nazwę – „fappy” – z połączenia słów fat (tłuszcz) i happy (szczęście). Czyli, krótko mówiąc, szczęśliwi ludzie w związku szczęśliwie sobie tyją.
Ale to wcale nie oznacza, że łatwo się z tym godzą. Sarah Varney, autorka książki „XL Love: How the Obesity Crisis Is Complicating America’s Love Life” mówi o tym, jakim zagrożeniem dla związku może być przybieranie na wadze albo odchudzanie.
Ulubione rytuały
Miłość dla wielu ludzi polega na tym, żeby robić wszystko razem. Eksperci mówią o zjawisku upodabniania się do siebie w związku, co głównie polega na przyjmowaniu tych samych nawyków – i tych dobrych, i tych niezdrowych.
Te wspólne rytuały bardzo łączą – piątkowe oglądanie waszego serialu albo kolejnego „Jak oni śpiewają i brzmią znajomo”, połączone z pizzą zamawianą z ulubionej sieci albo z kartonem lodów ma w sobie coś kojącego.
Na świecie wojna i trzęsienia ziemi, ale co z tego. Jest piątek, a my siedzimy jak gdyby nigdy nic na kanapie i znowu oglądamy ten sam program. I jakoś tak się niepostrzeżenie dzieje, że po dwóch miesiącach z niemałym zdziwieniem odkrywamy, że się nie dopinamy w spodnie.
Komentarze