A wszystko zaczęło się całkiem normalnie. Był sobotni wieczór, impreza, mnóstwo osób znajomych i nieznajomych, muzyka i mnóstwo alkoholu. Ja też piłam i to sporo. Nawet nie wiem, w którym momencie moi znajomi gdzieś zniknęli, a ja kontynuowałam zabawę w gronie jakichś nieznanych mi ludzi. Nie przeszkadzało mi to specjalnie, bawiłam się świetnie, po prostu byłam królową życia, wiecie jak to jest po dużej ilości drinków.
W końcu impreza zaczęła dogorywać i zorientowałam się, że zupełnie nie jestem w stanie wrócić samodzielnie do swojego domu pod miastem. Jakiś typ z grupy nowopoznanych osób zaoferował mi nocleg u siebie. Wtedy wydawało mi się to doskonałym pomysłem i wsiadłam razem z nim do taksówki. Nie byłam w najlepszej formie, szczerze mówiąc byłam bardzo pijana. Miałam nadzieję, że położę się na jakiejś kanapie i prześpię, a rano wrócę sobie pociągiem do domu.
Silniejszy
Mój gospodarz miał jednak inne plany. Po wejściu do jego mieszkania popchnął mnie na łóżko i zaczął rozbierać. Broniłam się niezdarnie, ale on był silniejszy, a ja mocno pijana, chociaż nie tak, żeby nie wiedzieć, co się dzieje. W którymś momencie dałam za wygraną, po prostu leżałam i płakałam, a on mnie gwałcił. Kiedy skończył, zsunął się ze mnie, odwrócił na drugi bok i zasnął. Tak po prostu. A ja wstałam, ubrałam się i wyszłam.
ZOBACZ TEŻ: Niech wstydzi się sprawca, nie ofiara
Płakałam
Szłam po ulicy i chciałam umrzeć. Chciałam się zabić, rzucić pod tramwaj, zresztą nie wiem, co dokładnie chciałam. Byłam oszołomiona. W końcu jakoś dotarłam do domu. Przez kilka godzin szorowałam się w łazience wciąż czując na sobie zapach tego faceta. Ale już nie płakałam, byłam jakby zesztywniała, albo jakbym miała w środku bryłę lodu. I wiecie co? Nie powiedziałam o tym nikomu. Nie wspominając o tym, że nie zgłosiłam tego na policję. Nawet mi to nie przyszło do głowy. Najsilniejszym uczuciem, jakie mi towarzyszyło był przemożny wstyd i nienawiść do siebie. Nie, nie do tego faceta - on był dla mnie tylko drapieżnikiem bez twarzy, który zrobił to, co robią drapieżniki spotykające sarnę w lesie. Całą wściekłość przekierowałam na siebie.
Nie obwiniaj się
Ja sama obwiniałam się to, co się stało, no bo przecież to ja byłam taka głupia, że upiłam się na imprezie i pojechałam jak owca, dobrowolnie, do domu nieznajomego faceta. Nienawidziłam siebie za to. Jak mogłam! Przez długi czas tylko takie myśli kotłowały mi się w głowie. Potem jeszcze doszło przerażenie: A co, jeśli zaszłam w ciążę? Podwójny horror? Na szczęście już mi tego los oszczędził, chociaż nie miałam wątpliwości, że pozbyłabym się tej ciąży tak szybko, jak się da.
Niestety, tego, co mi ten gwałt zrobił z psychiką nie dało się tak szybko pozbyć. Przez dłuższy czas zadawałam sobie ból na różne sposoby - fizycznie i psychologicznie. Izolowałam się od ludzi, mściłam się na bogu ducha winnych facetach, którzy kompletnie nie wiedzieli o co chodzi. Nadużywałam alkoholu i leków, i traktowałam siebie zwyczajnie źle. W końcu jednak udało mi się jakoś wyprzeć to wspomnienie, chociaż nie pamiętam teraz, jak to długo trwało. Może miesiące, ale chyba raczej lata.