Wracasz do domu wykończona ciężkim dniem. Sprzedaż spada, szef w złym humorze, premii znowu nie będzie... Ale jest wieczór, nareszcie możesz odetchnąć. Zrzucasz żakiet, wyciągasz się wygodnie na kanapie przed telewizorem, naciskasz pilota. I po chwili dopada Cię... TO. Wcale nie jesteś głodna: godzinę temu jadłaś na mieście. Ale nogi same niosą Cię do kuchni.
Z szafki wyciągasz chipsy (Co one tu robią? Miałam ich nie kupować!), z zamrażarki wielkie pudełko lodów, po drodze zgarniasz francuskie ciastka i łapiesz butelkę coli. Po kwadransie wokół Ciebie mnożą się puste opakowania, a Ty się zastanawiasz: kto to wszystko zjadł?! Czujesz teraz dwie rzeczy: mdłości i potworne wyrzuty sumienia.
Łaknienie bliskości
Jeżeli takie niekontrolowane napady obżarstwa (bo trudno to nazwać jedzeniem) zdarzają Ci się kilka razy w tygodniu, być może cierpisz na zaburzenie określane jako jedzenie kompulsywne. Kompulsywny znaczy „wykonywany pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu”.
Jesz nie dlatego, że jesteś głodna, tylko dlatego, że musisz. Tak jak narkomana dopada głód narkotykowy, tak Ty odczuwasz nieodpartą potrzebę zjedzenia natychmiast wszystkiego, co masz w zasięgu ręki. Nie chcesz zjeść tych wszystkich niezdrowych i tuczących rzeczy, a jednak to robisz.
Ukrywasz napady przed znajomymi i bliskimi. Wstydzisz się swoich zachowań, ale nie masz nad nimi kontroli. Jesteś jedzenioholiczką. Jedzenie jest w tym przypadku – jak wódka dla alkoholika – środkiem pomagającym rozładować wewnętrzne napięcie.
Dlaczego jedzenie pomaga nam je zredukować? Bo jako niemowlęta uspokajaliśmy się przy matczynej piersi. A będąc dziećmi, dostawaliśmy w nagrodę cukierka albo batonika. Jedzenie kojarzy nam się z czymś dobrym i bezpiecznym.
To najprostsza metoda zaspokojenia potrzeby bliskości, podstawowej potrzeby emocjonalnej. Jedzenie staje się substytutem więzi. Głód, który zajadamy, nie jest głodem fizycznym. To głód pozytywnych emocji, który z jakichś powodów nie jest zaspokajany. Dlatego wpadamy w nałóg.
Wstydzę się siebie
Skutek tego nałogu jest taki, że tyjesz. Podczas napadów pochłaniasz tak duże ilości kalorii, że organizm nie jest w stanie ani ich przetrawić, ani spalić. Patrzysz na swoje, ale coraz bardziej obce ciało, na wałki tłuszczu i zaczynasz siebie nienawidzić.
Coraz częściej rezygnujesz ze spotkań z przyjaciółmi, bo wstyd Ci, że tak wyglądasz. Zostajesz w domu i na pocieszenie... najadasz się. Co jakiś czas podejmujesz próby walki: wprowadzasz sobie dietę, wytrzymujesz kilka dni, ale w końcu i tak ulegasz sile nałogu. To Cię utwierdza w przekonaniu, że jesteś beznadziejna, więc frustrację zajadasz... Błędne koło się zamyka.
Statystyki wskazują, że na różne rodzaje zaburzeń odżywiania cierpi coraz więcej dorosłych kobiet. Dowiedz się więcej na temat bulimii i anoreksji u dorosłych.