Telemedycyna - jak działa i czy jest skuteczna?

Pandemia zmusiła nas do pracy zdalnej. Lekarzy również. I idzie im to coraz lepiej. Czyżby więc zbliżał się koniec kolejek w przychodniach?

telemedycyna fot. Shutterstock.com

Niedawno internet obiegło zdjęcie drzwi sklepu z karteczką informującą, że „Lekarzy obsługujemy tylko telefonicznie. Koszt rozmowy 100 zł”. To była zapewne reakcja sfrustrowanego pacjenta, który nie mógł się dostać do lekarza i musiał odbyć wizytę zdalną. Jeżeli sądziłaś, że na tym głównie polega telemedycyna, to byłaś w błędzie. Telemedycyna to przyszłość. Bez kolejek, bez zarażania się w poczekalni, za to z ułatwionym dostępem do najlepszych specjalistów.

Banalny przypadek

Wyobraź sobie taką sytuację: czujesz się fatalnie, masz gorączkę, kaszlesz, boli Cię głowa. Po dwóch dniach czekania, aż samo przejdzie, w końcu postanawiasz pójść do lekarza. Dzwonisz więc do przychodni i gdy już się w końcu dodzwonisz, umawiasz się na wizytę – jeśli masz szczęście, to już na jutro! Następnego dnia wstajesz, wychodzisz z gorączką z domu, trzęsiesz się na przystanku, wsiadasz do autobusu, dojeżdżasz do przychodni, potem kolejka do rejestracji, uff, nawet szybko poszło. Idziesz pod wskazany gabinet i... siadasz na krzesełku między dziesięcioma kaszlącymi, wymęczonymi ludźmi. Odczekawszy swoje (i przepuściwszy kobietę w ciąży oraz starszą panią, która przyszła „tylko po receptę”), wchodzisz w końcu do gabinetu, gdzie lekarz patrzy na Ciebie, osłuchuje płuca, mierzy temperaturę, zagląda do gardła, uznaje, że to grypa z bakteryjnym nadkażeniem, wypisuje receptę i już możesz zacząć mozolny powrót do domu, po drodze jeszcze wstępując do apteki. Bilans: diagnoza dobę później, stracone dwie godziny na dojazd, ryzyko zakażenia współpasażerów w autobusie i pacjentów w poczekalni, pogorszenie samopoczucia.

ZOBACZ: Wizyta u ginekologa - o co pytać?

Już niedługo

A teraz wyobraź sobie inną sytuację: objawy te same, wchodzisz więc na stronę przychodni, znajdujesz najbliższy wolny termin dziś, rezerwujesz go, o umówionej godzinie odpalasz aplikację, łączysz się z lekarzem, który pyta o objawy, poleca, powiedzmy, przyłożenie telefonu do klatki piersiowej, a potem pokazanie gardła w kamerce. Wypisuje e-receptę, Ty zamawiasz w aptece internetowej i już nazajutrz odbierasz lek. Bilans: szybsza diagnoza, ryzyko zakażenia: zero, zaoszczędzone dwie godziny. Pani, która przyszła tylko po receptę, też nie musiała wychodzić z domu, a Ty nie musiałaś się na nią złościć. Idealnie.

Same korzyści

A to przecież tylko banalny przypadek. Teraz pomyśl o tych wszystkich osobach, które są obłożnie chore, niepełnosprawne, mają trójkę małych dzieci nieustannie się od siebie zarażających, albo mieszkają w małych wioskach daleko od przychodni. Pomyśl o ludziach, którzy nie będą musieli jechać do Stanów na operację mózgu, bo wybitny neurochirurg, jedyny na świecie, który potrafi zrobić taką operację, może sterować robotem na sali operacyjnej w Zabrzu z Nowego Jorku. Pomyśl, ile czasu oszczędzą lekarze i ilu więcej ludzi zdążą zbadać i zoperować, gdy nie będą musieli po każdym pacjencie myć rąk. Science fiction? Nie. To się właśnie dzieje.

SPRAWDŹ: Wizyta u lekarza - uważaj na błędną diagnozę

Zmiany w prawie

Żeby umożliwić zdalne leczenie, trzeba było zmienić prawo. Już w 2015 roku w polskim prawie pojawiły się przepisy dopuszczające zdalne leczenie. Art. 42 ust. 1 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty brzmi obecnie tak: „Lekarz orzeka o stanie zdrowia określonej osoby po uprzednim, osobistym jej zbadaniu lub zbadaniu jej za pośrednictwem systemów teleinformatycznych lub systemów łączności”.

Dzięki technologii Rewolucja w medycynie, u progu której właśnie stoimy, to zasługa rozwoju technologii. Jak zwykle, zaczęło się od wojska. To wojsko opracowało internet i to wojsko opracowało metody zdalnego leczenia żołnierzy na froncie. To astronauci na orbicie mieli na sobie czujniki monitorujące tętno, natlenowanie krwi i częstotliwość oddechów, a lekarze na Ziemi byli w pogotowiu i analizowali te dane na bieżąco. Z czasem technologia zaczęła pozwalać na coraz więcej – dziś bez problemu możemy przesyłać obrazy w wysokiej rozdzielczości na dowolną odległość z dowolnego miejsca na Ziemi, każdy z nas ma w kieszeni lub torebce komputer wielokrotnie silniejszy niż ten, który pozwolił ludzkości polecieć na Księżyc. Miniaturyzacja umożliwiła zbudowanie urządzeń pomiarowych, które mieszczą się np. w zegarku czy opasce na nadgarstku.

Teraz pozostaje tylko opracowanie standardów i systemu certyfikacji, które gwarantowałyby wiarygodność i porównywalność danych zebranych przez te urządzenia. To też już się dzieje: niedawno testowałyśmy np. matę badającą fazy snu i termometr z certyfikatem medycznym. Są też takie inteligentne pulsoksymetry, ciśnieniomierze, wagi z pomiarem składu ciała, aparaty do zdalnego sprawdzania słuchu i wiele, wiele innych. Gdy dołożymy do tego jeszcze sztuczną inteligencję, która coraz częściej okazuje się skuteczniejszym diagnostą niż człowiek, w przyszłość możemy patrzeć z nadzieją – byleby tylko nie zabrakło nam prądu.

Nie tylko badanie na odległość

Telediagnostyka

Pozwala na zbadanie pacjenta na odległość. Klasyczny przykład to telekardiologia, czyli np. zdalne odczytywania badania EKG.

Telemonitoring

Pacjent na stałe jest podłączony do urządzenia mierzącego np. tętno, które w razie zaburzeń powiadamia lekarza dyżurnego. 

Teleoperacje

Chirurg może zdalnie, za pomocą robota (są już takie nawet w Polsce, np. słynny Da Vinci), przeprowadzić nawet bardzo skomplikowane operacje.

Telekonsultacje

Lekarz może udzielić zdalnej porady. Telekonsultacja to również możliwość interdyscyplinarnych konsyliów medycznych.

Telerehabilitacja

Jeden rehabilitant może nadzorować, np. za pomocą połączenia wideo, nawet kilku podopiecznych jednocześnie.

ZOBACZ TEŻ: Kłamstwa u lekarza - dlaczego należy ich unikać?

REKLAMA