Do jednego z kalkulatorów BMI swoje dane wpisuje sportsmenka o wzroście 180 cm i wadze 86 kg (to prawdziwe wymiary zawodniczki jednego z klubów pierwszoligowych). Wynik: 26,4. I komentarz: „Niestety, masz nadwagę. Zwiększa to u Ciebie ryzyko zachorowania na serce lub cukrzycę, może też powodować nadciśnienie. Powinnaś schudnąć. Zacznij stosować niskokaloryczną dietę. Wskazane jest również uprawianie sportów i więcej ruchu”.
Więcej ruchu? Niskokaloryczna dieta dla wyczynowej sportsmenki? To oczywiście skrajny przypadek, ale doskonale pokazuje, że mechaniczne stosowanie tak prostego narzędzia, jakim jest BMI, niejako z definicji narażone jest na błędne diagnozy. Kobiety ćwiczące na siłowni, siatkarki, biegaczki, te, które są trochę za niskie lub trochę za wysokie, wypadają z zakresu normy, nawet jeśli są gibkie i w doskonałym zdrowiu.
ZOBACZ TEŻ: Ćwiczenia w domu - trening, który zajmie Ci 7 minut
Czy obliczanie BMI ma sens?
Przypadki takie, jak te opisane powyżej, sprawiły, że coraz więcej ekspertów zaczęło podważać sensowność używania BMI do oceny, czy waga jest prawidłowa czy nie. Problem bowiem polega na tym, że w BMI w gruncie rzeczy nie chodzi wcale o stwierdzenie, czy ktoś ma prawidłową wagę czy jest wychudzony, czy otyły... Nie o estetykę chodzi w tym pomiarze, a o coś znacznie poważniejszego. Według obowiązujących jeszcze dziś standardów BMI wyższe niż 25 oznacza, że jesteś bardziej niż przeciętnie narażona na problemy z sercem, na cukrzycę, a nawet raka.
Przeciwnicy stosowania BMI podkreślają, że o ile fałszywie zawyżony wynik nie stanowi wielkiego zagrożenia, co najwyżej może ucierpieć ego co bardziej wrażliwych na punkcie opisów pań, o tyle prawdziwie niebezpieczna jest sytuacja, w której BMI mieści się w granicach normy i tym samym uspokaja badanego, a w rzeczywistości jego ryzyko zachorowania na wspomniane wyżej choroby cywilizacyjne jest dużo wyższe od przeciętnej.
„BMI nie bierze pod uwagę kilku bardzo istotnych czynników – mówi prof. Davis McCarthy, specjalista żywienia z London Metropolitan University. BMI jest czymś w rodzaju powszechnego badania przesiewowego: proste podzielenie wagi ciała przez wzrost do kwadratu przynajmniej w teorii powinno działać jak sieć: wychwytywać tych, którzy powinni zacząć bardziej dbać o siebie lub wręcz zacząć się leczyć.
„Niestety, coraz więcej uczonych obawia się, że używanie BMI sprawia, że zbyt wiele osób prześlizguje się przez tę sieć. Ci ludzie sądzą, że skoro ich BMI mieści się w normie, to wszystko jest w porządku, a w rzeczywistości ich zdrowie może być poważnie zagrożone. Z punktu widzenia zdrowia publicznego to tykająca bomba” – mówi profesor.
Z kolei prof. Francisco Lopez Jimenez z Mayo Clinic martwi się publicznie, że dramatycznie rośnie grupa ludzi otyłych, ale mieszczących się w granicach prawidłowego BMI. Błąd bierze się stąd, że chociaż ich waga jest na pozór OK, nie zgadzają się proporcje tłuszczu do mięśni. Tłuszczu jest zdecydowanie za dużo, ale nie wychodzi to na jaw na wadze, ponieważ ludzie ci mają mało mięśni. „Najwyższy czas odejść od BMI” – mówi profesor.