Polsce, jak wynika z najnowszych szacunków, około dwóch milionów osób zażywa leki antydepresyjne. To bardzo dużo. Tymczasem w 30% przypadków depresja okazuje się lekoodporna, czyli stosowanie dostępnych na rynku medykamentów nie przynosi pożądanej poprawy u 600 tysięcy osób. To skazuje je na życie w cierpieniu i praktycznie wyłącza z funkcjonowania. Rozwiązaniem mogą być substancje dotąd kojarzone z imprezami. Pytanie, kiedy i u nas zostaną zalegalizowane jako leki.
O tych sprawach robi się głośno także i u nas. W ubiegłym roku w Polsce ukazała się książka Macieja Lorenca „Czy psychodeliki uratują świat?”, która analizuje obecny stan wiedzy na świecie, jeśli chodzi o wpływ substancji psychoaktywnych na zdrowie psychiczne, i pokazuje, że w wielu krajach, m.in. w USA, Kanadzie, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, prowadzone są obiecujące badania dotyczące terapii tymi związkami poważnych problemów psychicznych.
Może to brzmieć jak magia, ale rosnąca liczba badań pokazuje, że psychodeliki (lub leki znane ze swojego halucynogennego działania) mogą zmienić życie osób, które napotkały ścianę podczas terapii i nie odczuwają żadnej poprawy na skutek zażywania tradycyjnych antydepresantów. I nie jest to już nisza – w zeszłym roku Uniwersytet Hopkinsa uruchomił Center for Psychedelic and Consciousness Research (Centrum Badań nad Psychodelikami i Świadomością), prywatną inicjatywę mającą na celu zbadanie obiecującego wpływu psychodelików na depresję, zespół stresu pourazowego, zaburzenia odżywiania, chorobę Alzheimera, przewlekłą boreliozę, uzależnienie od opioidów, alkoholu i tytoniu.
„Uważa się, że psychodeliki działają dwutorowo” – mówi Amy Emerson, szefowa Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies (MAPS) Public Benefit Corporation, wiodącej organizacji non-profit wspierającej badania nad terapeutycznymi zastosowaniami MDMA (szerzej znanej jako ecstasy). „Po pierwsze, leki te powodują produkcję nowych komórek nerwowych i ścieżek neuronowych w mózgu – tłumaczy. – Po drugie, mogą zmniejszyć aktywność ciała migdałowatego, czyli części mózgu, która generuje lęk, i zwiększyć aktywność w korze przedczołowej, która kontroluje racjonalne rozumowanie”.
Ta reakcja pozwala ludziom, którzy zablokowali swoje emocje, otworzyć się i odkryć bolesne wspomnienia podczas terapii, jednocześnie czując się bezpiecznie podczas tej konfrontacji z przeszłością.
Badacze widzą również, że to, czego pacjenci uczą się w trakcie stanu „po zażyciu”, przenosi się na ich codzienne życie, sprawiając, że lepiej radzą sobie np. z negatywnymi myślami. Relacje osób, które przeszły tę eksperymentalną terapię, pokazują, że jest zdumiewająco skuteczna. Dla 10-30% osób z depresją i PTSD, które nie reagują dobrze na tradycyjne leki lub metody leczenia, te opcje oznaczają nową nadzieję. Czy to jest przyszłość psychiatrii?
Narkotyki czy leki?
Największe nadzieje w naukowcach wzbudzają ketamina, MDMA (ecstasy) i psylocybina (to, co znajdujemy w tzw. magicznych grzybkach). Ketamina, stosowana jako środek znieczulający i w Polsce zaliczana do narkotyków (jest na wykazie do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii), została w zeszłym roku zatwierdzona przez FDA (Amerykańska Agencja Żywności i Leków) jako lek na lekoodporną depresję w postaci aerozolu do nosa. Wiele klinik podaje ją eksperymentalnie w postaci kroplówek lub tabletek w ramach terapii choroby afektywnej dwubiegunowej i PTSD.
Psylocybina i MDMA nie są obecnie zatwierdzone przez FDA ani dostępne na rynku (są nielegalne i oznaczone przez Drug Enforcement Agency jako niemające obecnie akceptowalnego zastosowania medycznego i potencjalnie nadużywane). Naukowcy wciąż próbują potwierdzić ich terapeutyczne właściwości w badaniach klinicznych.
Jak działają
Wszystkie te trzy substancje powodują nieco inne reakcje w mózgu, dzięki czemu każdy z nich działa lepiej w przypadku różnych schorzeń. Na przykład działanie ketaminy określa się jako dysocjacyjne (oddzielające). „Wykazano, że łagodzi ból fizyczny i emocjonalny oraz pomaga mózgowi uwolnić się od negatywnych wzorców myślowych – mówi Mona Kim, pielęgniarka psychiatryczna z Mindbloom, poradni, w której przeprowadza się terapię ketaminową. – Pacjenci często zgłaszają, że na sesjach doznają czegoś w rodzaju wglądu w swoją sytuację. Są w stanie wyjść poza swoje ograniczenia, stłumić swojego wewnętrznego krytyka i spojrzeć na siebie i swoje życie z szerszej perspektywy”.
Wykazano, że lek nie tylko poprawia funkcjonowanie, ale nawet odbudowuje całe sieci neuronalne, które uległy zniszczeniu w wyniku poważnego stresu czy depresji. Ketamina, jak wykazano w szwedzkim badaniu, może zwiększyć liczbę receptorów serotoniny w mózgu, ułatwiając „wyłapywanie” hormonu szczęścia. U 72% uczestników ten wzrost nastąpił w ciągu 24-72 godzin, co wyjaśnia, dlaczego ketamina przynosi taką szybką ulgę w depresji.
Ego się kurczy
Psylocybina ma inne specyficzne właściwości. Skany mózgu osób, które zażyły tę substancję (wiecie, tę odkrytą w magicznych grzybkach), pokazują, że zmniejsza on aktywność tej części mózgu, która napędza Twoje ego – jak czytamy w „International Journal of Neuropsychopharmacology”. To sprawia, że ludzie po zażyciu substancji nie przejmują się drobiazgami, ale mają poczucie łączności z czymś większym (niektórzy opisują to jako więź z Bogiem, inni jako więź z naturą, której jesteśmy cząstką).
Może to być nieopisana ulga dla osób, których umysł jest zapętlony przez depresyjne, niespokojne, obsesyjne myśli – jak mysz w kołowrotku.
„Psylocybina wydaje się również dezaktywować część mózgu znaną jako sieć trybu domyślnego, która przyczynia się do sztywności w myśleniu – mówi dr Brian Pilecki, psycholog z Portland Psychotherapy, który pomaga pacjentom zintegrować doświadczenia po zażyciu psychodeliku. – Psylocybina pomaga ludziom wyjść z mentalnych kolein, nawiązać kontakt z ciałem i emocjami oraz otworzyć się na duchowość”.
Komentarze