Diagnoza online: czym skutkuje sprawdzanie objawów choroby przez internet

Jest blisko, jest za darmo i można mu zadawać dowolną ilość pytań. Ale zaufanie mu może Cię kosztować sporo kasy, nerwów, a nawet życie. Zobacz, do czego może prowadzić sprawdzanie objawów choroby w internecie.

| Data aktualizacji: 2020-02-18
komputer, kobieta, stres, ból fot. shutterstock.com
fot. shutterstock.com

Od dwóch dni dręczy Cię czkawka. Mogłabyś pójść do przychodni, ale tam trzeba się rejestrować, a Ty potrzebujesz rozwiązania natychmiast. Wystarczy kilka sekund, żeby wpisać symptomy do wyszukiwarki... i kilka więcej, żeby dowiedzieć się, że te dokuczliwe skurcze gardła mogą być objawem zatoru płucnego. Lub wylewu. A nawet raka.

Wizyta lekarska w internecie

Według badania Gemius w sierpniu 2014 roku przez internet próbowało się zdiagnozować 1,5 miliona Polaków. Kobiety częściej niż mężczyźni.

W zasadzie nie ma w tym nic złego. Prawie wszyscy dziś szukamy informacji w sieci, więc odruchowo to właśnie do niej zwracamy się, by wyszukać symptomy, diagnozy i sposoby leczenia. Ale jest też sporo minusów. Ciemną stroną wyszukiwania informacji medycznych w sieci jest to, że ludzie zaczynają się bać.

Badania Baylor University of Waco wykazały, że prawie połowa szukających po przeczytaniu rezultatów wyszukiwania jest bardziej zaniepokojona niż wcześniej. Łatwo zrozumieć, dlaczego - tysiące „medycznych” stron, blogów, a nawet haseł w Wikipedii dostarcza niejasnych lub wywołujących panikę informacji.

Czasami zbyt wyczerpujących, by laik mógł je zrozumieć, czasami zaś zwyczajnie nieprawdziwych. Nawet całkiem spokojny, zdrowy na umyśle i inteligentny człowiek może się przestraszyć, gdy po wpisaniu błahego objawu wyskakuje mu informacja, że ten symptom może oznaczać nowotwór.

Sprawdź w naszym teście, czy cierpisz na cyberchondrię.

Przypadek Basi

Basia od tygodni była przemęczona. W internecie znalazła dokładny opis swoich objawów i diagnozę: zespół chronicznego zmęczenia. Zamówiła tonę suplementów i faszerowała się nimi codziennie.

Poprawa nie nastąpiła. Trzy miesiące później zwykłe badanie krwi zlecone przez lekarza pierwszego kontaktu ujawniło prawdziwą przyczynę złego samopoczucia - anemię.

Lęk to bardzo silna motywacja do szukania informacji. Badania pokazują, że prawie jedna trzecia osób, które wyszukują medyczne terminy, zaczyna spokojnie, ale potem spirala strachu się nakręca - ból brzucha prowadzi do informacji o wrzodach, wrzody żołądka do krwawienia z przewodu pokarmowego, krwawienie z przewodu pokarmowego do nowotworów jelita.

komputer, kobieta, stres, ból fot. shutterstock.com
fot. shutterstock.com

„Miewam w gabinecie pacjentów, którzy przychodzą z już gotową diagnozą, którą sami sobie postawili. Ba! Oni właściwie przychodzą tylko po receptę, bo oprócz diagnozy mają już zaplanowane leczenie i wiedzą, jakich leków potrzebują” – mówi dr Paweł Remiszewski, chirurg i flebolog z Bolesławca.

„Zazwyczaj te samodzielne rozpoznania są skrajnie pesymistyczne. Pacjenci są przekonani, że chorują na nowotwór i już są w trakcie ostatecznego porządkowania spraw. A w rzeczywistości często przyczyną ich niepokoju jest zupełnie niegroźny włókniak czy kaszak.

Zdarza się, że po moim badaniu pacjent wychodzi nie uspokojony, tylko przekonany, że to ja się mylę, a nie on, bo przecież na forum przeczytał, objawy i wszystko mu się zgadza. Przypuszczam, że wielu z nich idzie następnie do innego lekarza. Strach zasiany na forach internetowych jest zbyt silny” – dodaje dr Remiszewski.

Sprawdź w naszym teście, ile lat ma Twoje ciało.

Przypadek Joanny

Ma 35 lat i od 20 lat cierpi na cukrzycę. Lata życia w stresie sprawiły, że każdy najdrobniejszy objaw wydaje się jej poważniejszy niż jest w rzeczywistości. Internet ją w tym utwierdza.

Kilka krostek we włosach, które większość z nas by zlekceważyła, wystarczyło, by Joanna zdiagnozowała u siebie łuszczycę. Dermatolog oczywiście wykluczył tę chorobę.

wizyta u lekarza fot. shutterstock.com
fot. shutterstock.com

Wymacany guzek na szyi sprawił, że Joanna przekopała internet i już wiedziała, że ma raka tarczycy. Wizyta u endokrynologa. Lekko podwyższone wyniki morfologii sprawiły, że Joanna znów rzuciła się do dra Google'a i tym razem zdiagnozowała u siebie białaczkę, umówiła się więc z hematologiem. Ostatnio wylądowała u laryngologa, bo zaniepokoił ją katar... To wszystko w ciągu miesiąca!

Joanna jest o tyle rozsądna, że przynajmniej szybko weryfikowała swoje przekonania ze specjalistami. Jednak wydała około 1000 złotych i teraz już wie, że czekają ją prawdopodobnie dalsze wydatki. Tym razem na psychiatrę i psychoteriapię, bo właśnie do niej dotarło, że wpadła w pułapkę cyberchondrii, czyli nowoczesnej wersji hipochondrii i że sama nie zdoła sobie poradzić.

Najbardziej niebezpieczny efekt amatorskiej zabawy w doktora to zaniechanie leczenia lub decyzja o ominięciu klasycznej medycyny i poszukiwanie rozwiązań alternatywnych.

Sprawdź w naszym teście, czy cierpisz na cyberchondrię.

„Czasami trafiają do mnie pacjenci w zaawansowanym stadium choroby, którzy długo zwlekali z wizytą, bo np. rozpoznali u siebie hemoroidy, a w rzeczywistości był to nowotwór okrężnicy – przestrzega dr Remiszewski. – Bywają też tacy, którzy po prawidłowym rozpoznaniu postawionym w szpitalu, zamiast poddać się leczeniu, decydują się na niesprawdzone terapie naturalne, bo w internecie znaleźli entuzjastyczne opinie o ich skuteczności. W końcu i tak wracają. Niestety, często już nieprzytomni”.

Zanim więc zaczniesz wyręczać specjalistów w ich pracy, wyobraź sobie, że Twoją robotę (niezależnie od tego, czy jesteś fryzjerką, księgową czy policjantką) próbuje wykonać ktoś, kto zna tę pracę jedynie z internetu. Rozumiesz już, ile błędów by popełnił?

Ty ich nie rób i zdaj się na ludzi, którzy mogą Cię zbadać, posłuchać, dotknąć, prześwietlić, a diagnozowaniem i leczeniem zajmują się zawodowo od lat, dzień w dzień, wiele godzin.

komputer, biurko, laptop, biuro fot. shutterstock.com
fot. shutterstock.com

Diagnozowanie dzieci przez internet

Na początku 2018 roku agencja badawcza IQS przeprowadziła badanie "Need for Health”, sprawdzając, jak często rodzice zasięgają opinii medycznej lub paramedycznej w internecie. Okazało się, że:

  • 44% rodziców konsultuje się w sprawie sposobów leczenia zaleconych przez lekarza.

    Świadczyć to może o ograniczonym zaufaniu do specjalistów albo też o tym, że lekarze mają zbyt mało czasu lub umiejętności, by jednoznacznie wytłumaczyć rodzicowi, co dolega dziecku i jak należy z nim postępować.

  • 26% rodziców szuka w sieci informacji o sposobach leczenia dziecka.

    Pojęcie „szukania w sieci” jest dosyć ogólne - jeśli założymy, że zaniepokojeni rodzice sprawdzają na wiarygodnych stronach najlepszych sposobów na katar, nie ma w tym nic złego, gorzej, jeśli np. ich źródłem informacji są porady domorosłych znachorów, polecających np unikanie szczepionek, co jest absurdem albo podawanie megadawek witaminy C, na co nie ma solidnych dowodów naukowych.

  • 19% rodziców polega na opiniach użytkowników forów internetowych i grup w serwisach społecznościowych.

    To współczesna forma radzenia się przyjaciół. Prawdopodobnie rodzice poszukują sprawdzonych sposobów, licząc na to, że usłyszą, że "mój dzieciak też to miał, podałam mu miód i przeszło” lub coś w tym stylu. Problem w tym, że tego typu porady mogą być kompletnie nieadekwatne do sytuacji. Dziecko może chorować na coś innego, może mieć inne współistniejące choroby, ważyć mniej lub więcej lub miód podany przez matkę A może mieć inny skład niż ten podany przez matkę B.

  • 17% rodziców diagnozuje dzieci przy pomocy dr Google.

    To zrozumiałe, że zaniepokojony rodzic sprawdza informacje tam, gdzie może uzyskać odpowiedź najłatwiej i najszybciej. To odruch. Przecież sprawdzamy w internecie wszystko - jak dojechać, gdzie kupić, co zwiedzić, kiedy będą czynne sklepy etc. Jednak ze zdrowiem sytuacja jest poważniejsza - nawet doświadczony lekarz zazwyczaj nie chce stawiać diagnozy bez obejrzenia na własne oczy pacjenta. Dlatego właśnie diagnozowanie przez internet nie jest rozsądne.

  • 15% rodziców wykorzystuje porady znalezione w internecie.

    To akurat jest dobra wiadomość, bo dowodzi, że 3/4 rodziców nie ufa bezgranicznie temu, co znajdzie w internecie.

  • 10% rodziców nie konsultuje się z lekarzem po przeczytaniu informacji w internecie.

    To właśnie tych rodziców internauci ochrzcili mianem „madek”. Na szczęście to tylko 1 rodzic na 10.

Dobre źródła informacji medycznych

1. Gdzie szukać informacji o chorobach

Naszym zdaniem strona mp.pl – fachowego pisma dla lekarzy to najlepsza strona z informacjami medycznymi w Polsce. W zakładce „Dla pacjenta” znajdziesz rzetelne informacje o chorobach, ich objawach i sposobach postępowania.

2. Gdzie szukać informacji o lekach

O ile strona Ministerstwa Zdrowia wciąż jest dla pacjenta praktycznie bezużyteczna, o tyle ministerialny serwis poświęcony lekom (bil.aptek.pl) działa dobrze. Szczególnie polecamy zakładkę z interakcjami leków – jeśli nie wiesz, czy dane leki można łączyć, tam możesz to sprawdzić.

3. Dopytaj

Na stronie mp.pl znajdziesz także zakładkę „doradca medyczny”. Połączenie z nim jest płatne, ale nie są to wielkie pieniądze (maks.13 zł), a wykwalifikowany personel pomoże Ci np. rozstrzygnąć dylemat, czy już dzwonić po pogotowie, czy na spokojnie zarezerwować wizytę na jutro.

ZOBACZ TEŻ: Testy, które możesz wykonać w domu

REKLAMA