Marta bardzo czekała na to dziecko. Cieszyła, gdy test wyszedł pozytywnie i świetnie znosiła ten, podobno najtrudniejszy, pierwszy trymestr. Była podekscytowana, kupując ciuszki i wyposażenie pokoju dziecięcego. Aż jakoś tak pod koniec szóstego miesiąca Martę zaczął ogarniać niewytłumaczalny smutek. Czuła się jak więzień skazany na dożywocie bez prawa łaski.
Depresja okołoporodowa - o tym się nie mówi
Poród był dosyć ciężki. Nie było żadnego zagrożenia życia, ale Marta czuła, że spotkało ją coś okropnego. Patrzyła na swoje nowo narodzone dziecko i płakała. Nie rozumiała, dlaczego nie zalała jej fala bezwarunkowej miłości i czułości, tak jak się spodziewała. Ktoś ją okłamał? Co ona najlepszego zrobiła? Sprowadziła na ten groźny, bezlitosny świat bezbronną istotkę i nawet jej pokochać nie potrafi. Sama czuje się zbyt słaba i bezbronna, żeby jeszcze się kimś mniejszym zaopiekować. Potem, już w domu, przyszło to, co zwykle w takiej sytuacji przychodzi: bezsenne noce, brak czasu dla siebie, stosy prania, tłuste włosy, totalny brak siły – słowem, chaos. I jeszcze większa ciemność.
„Całe życie wyobrażałam sobie, że macierzyństwo będzie najradośniejszym okresem mojego życia, a tu nagle okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Czasami czułam się tak, jakby odwiedzał mnie dementor i wysysał ze mnie całą radość życia” – wspomina.
Oczywiście nie cały czas było tak strasznie – były chwile jaśniejsze, kiedy to Marta zaczynała mieć nadzieję, że może jakoś to wszystko minie. Ale potem znowu przychodził dołek i beznadzieja. Najgorsze było to, że trudno jej było nawiązać kontakt z dzieckiem. Przy innych ludziach imitowała to, co podpatrzyła u innych matek – szczebiotanie do dziecka: „A gu, gu, gu, moje malutkie”, zagadywanie: „A kto zrobił kupkę, a komu teraz zmienimy pieluszkę?”. Ale kiedy była sama z dzieckiem, to zapadała się w sobie. Co gorsza, odczuwała dręczące poczucie winy, że jest taka beznadziejna. I nie miała przy sobie dosłownie nikogo, komu miałaby odwagę opowiedzieć o tym, co czuje. Zanim w końcu zdiagnozowano u niej depresję okołoporodową, Marta doświadczyła wszystkich przykrych jej symptomów: lęku, niepokoju, chronicznego zmęczenia, obniżenia nastroju, dystansowania się od innych.
Przez dłuższy czas je lekceważyła – wydawało jej się, że to naturalne reakcje przemęczonej, niedoświadczonej młodej mamy. Dopiero kiedy uświadomiła sobie, że od jakiegoś czasu fantazjuje o tym, że wejdzie na dach sąsiedniego wieżowca wraz z dzieckiem i skoczy w dół, umówiła się na wizytę do psychiatry.
Depresja okołoporodowa - statystyka
Marta to nie jest konkretna osoba. W tej opowieści zawiera się i moja historia, i historia co najmniej kilkunastu kobiet, z którymi rozmawiałam na przestrzeni ostatnich 20 lat. Depresja okołoporodowa dotyka bardzo wielu kobiet.
Badania przeprowadzone przez zespół Zakładu Zaburzeń Afektywnych Katedry Psychiatrii UJ CM w Krakowie wykazały, że ponad 15% kobiet po urodzeniu dziecka uzyskuje wynik w Edynburskiej Skali Depresji Poporodowej (ESDP), wskazujący na obecność depresji.
Depresja okołoporodowa a baby blues
Istotne jest, aby odróżnić faktyczną depresję od zjawiska, zwanego „baby blues”, czyli smutku poporodowego. Ten ostatni może pojawić się nawet u 80% kobiet, dlatego nie jest uważany za zaburzenie psychiczne.
Objawy baby blues to utrata zainteresowania dzieckiem, spadek nastroju (a czasem pobudzenie), lęk, chwiejność emocjonalna, płaczliwość, bóle głowy. Baby blues najczęściej mija samoistnie w ciągu kilku dni (chociaż bywa, że utrzymuje się jeszcze przez trzy miesiące). Te objawy mogą być mylone z depresją okołoporodową, ale depresję wyróżnia jeden najistotniejszy czynnik: choroba może być śmiertelnie niebezpieczna dla matki i dziecka.
Jak wynika z danych opublikowanych w 2015 roku przez Australian Institute of Health and Welfare, samobójstwa w okresie okołoporodowym (zwykle definiowanym jako czas od poczęcia do końca pierwszego roku po porodzie) były wiodącą przyczyną zgonów matek w Australii w latach 2008-2012.
Komentarze