W momencie gdy Ashley Graham pojawiła się na okładce „Sports Illustrated”, reakcja internetu nie zaskoczyła. Powiedzmy po prostu, że komentujący w sieci nie byli gotowi na modelkę w rozmiarze 44 na okładce kolorowego magazynu, w dodatku tak mocno – tytuł przecież zobowiązuje – kojarzącego się ze sportem. Przychylnych komentarzy co prawda pojawiło się kilka, za to, nie bójmy się tego słowa, nienawiści wylało się mnóstwo. W polskim internecie również.
W odpowiedzi na hejt Graham opublikowała dwuczęściowy post. W pierwszej napisała, że za każdym razem, gdy opublikuje wideo z treningu, otrzymuje szereg wiadomości. Zamieściła tylko kilka z nich: „Nigdy nie będziesz szczupła, więc przestań próbować”, „Nie trenuj za ciężko, bo jeszcze schudniesz”, „Po co chcesz zrzucić to, dzięki czemu stałaś się sławna?”. Miło, prawda?
ZOBACZ TEŻ: Jak dotrzymać postanowień noworocznych? [rozwiąż test i poznaj patenty]
W drugiej części modelka wyliczyła, po co tak naprawdę ćwiczy: żeby pozostać zdrową, czuć się dobrze, pokonać jet lag, oczyścić umysł, pokazać większym dziewczętom, że wszystkie ruszamy się tak samo, pozostać gibką i silną, mieć więcej energii. Ashley Graham nie trenuje po to, aby zgubić wagę i okrągłości, bo przecież po prostu kocha siebie i swoje ciało. WH daje lajka. I życzy umiejętności tak samo poprawnego unoszenia bioder z gumą w oparciu o ławkę (tak, chodzi nam o hip thrusty).
BMI? Do lamusa
Wskaźnik masy ciała (ang. body mass index) granice między niedowagą a otyłością wyznaczał przez prawie 200 lat. Problem polega na tym, że to narzędzie skazane na mylne diagnozy. Wystarczy, że podstawisz pod wzór waga w kilogramach przez wzrost w metrach do kwadratu swoje dane, a jesteś jednocześnie osobą aktywną, z seksownie zarysowanymi mięśniami, aby uzyskać rezultat, który teoretycznie powinien Cię zaniepokoić. Albo jesteś po prostu naturalnie szczupła i bardzo wysoka – znów możesz niepotrzebnie się zestresować. Niesłusznie.
Na łamach specjalistycznego „Journal of Obesity” naukowcy wzięli pod lupę relację BMI do zespołu metabolicznego (biorącego pod uwagę m.in. ciśnienie krwi, poziom glukozy i cholesterol), który można uznać za wskaźnik zdrowia. Rezultat? Blisko połowa z tych, którzy zgodnie z BMI mieli nadwagę, okazała się w świetnej formie. Jednocześnie 30% badanych z BMI w normie wykazywało oznaki zdrowotnych zaburzeń. Kardiolog i autor „The Obesity Paradox”, dr Carl J. Lavie, wyjaśnia, że sam wskaźnik BMI z zasady może fałszować rzeczywistość. „Osoby z nadwagą nie można z automatu nazwać chorą – to zbytnie uproszczenie rzeczywistości” – mówi. Jaka jest więc różnica między „zdrową” a „niezdrową” otyłością? Wszystko sprowadza się, wg naukowców, do właściwej dawki ruchu. Panuje tu pełna zgoda: aktywni ludzie są z reguły zdrowsi od tych, którzy nie trenują. Według badaczy z University of Cambridge brak aktywności zabija dwa razy więcej ludzi niż otyłość.
ZOBACZ TEŻ: 14 powodów, dla których powinnaś zacząć ćwiczyć
Jasne – dosyć łatwo zauważyć, że ludzie nadwagę zawdzięczają brakowi ruchu, a nadwaga raczej do ruchu nie zachęca. To klasyczne błędne koło, z którego naprawdę trudno się wyrwać. Problem staje się poważniejszy z wiekiem. Po trzydziestym roku życia zmniejsza się masa naszych mięśni (po 35. urodzinach o 1% co roku). Mięśnie spalają więcej kalorii niż tłuszcz, ryzyko jeszcze poważniejszej otyłości znacznie więc wzrasta. A to przekłada się na problemy z sercem, cukrzycę, a nawet raka. Tylko co z kobietami, które są więcej niż aktywne? Na tak postawione pytanie jednoznacznie odpowiada Samuel Klein, profesor medycyny z Washington University School of Medicine w St. Louis.
„Możesz być jednocześnie fit i trochę fat. Aktywni ludzie ze stosunkowo wysokim pułapem tlenowym (VO2max to najlepszy wskaźnik formy) oraz z nadwagą są mniej narażeni na choroby serca czy cukrzycę niż ci, którzy nie trenują” – wyjaśnia.
Nie wszyscy badacze są jednak w stanie podpisać się pod tak śmiałą ich zdaniem tezą. W „International Journal of Epidemiology” naukowcy bez cienia wątpliwości wskazują, że sama aktywność fizyczna nie wystarczy. Otyli są tak czy siak o 30% bardziej narażeni na ryzyko przedwczesnej śmierci niż ludzie szczupli. O grupie aktywnych fizycznie ludzi z nadwagą ani słowa.
Prosty wniosek
Naukowcy problemem predyspozycji do przybierania na wadze zajmują się od lat, znajdując nawet winnego – gen otyłości. W słynnym badaniu z lat 90. XX wieku kanadyjscy naukowcy dokładnie przyjrzeli się grupie bliźniaków, monitorując ich dietę i treningi i tak nimi manipulując, że w sterylnych warunkach powinni przybrać 10 kilogramów. Problem w tym, że część badanych zdecydowanie zakładany wzrost masy przekroczyła, część z kolei nawet się do niego nie zbliżyła.
„Spoczynkowy metabolizm może się wahać nawet o 800 kcal u osób, które, wydawałoby się, mają taką samą budowę ciała” – mówi Klein. Oznacza to, że jedni na tzw. efekty pracować muszą dużo ciężej niż inni. Nasze mamy wiedziały to zresztą od zawsze: część z nas ma po prostu taką urodę.
ZOBACZ TEŻ: 6 wskazówek, jak nabrać pewności siebie