Wszystkie diety są do bani. Próbowałaś kilku i za każdym razem osiągałaś ten sam efekt: po tygodniu nieludzkich wyrzeczeń (rezygnacji z coli, słodkich batoników i naleśników z czekoladą), ze zdwojoną energią wrzucałaś w siebie wszystko, o czym przez ten czas nie wolno Ci było nawet pomyśleć. Chociaż 24 godziny na dobę myślałaś wyłącznie o jedzeniu.
Kto by przypuszczał, że kawałek zwykłego ciasta z bitą śmietaną może stać się takim samym obiektem pragnień, jak David Beckham na plakatach z reklamą bielizny. Na dodatek, o ile skonsumowanie Davida kończy się wpisaniem złotymi literami w najlepsze kroniki towarzyskie, o tyle przerwanie diety – oskarżaniem samej siebie o słabą wolę i depresją.
I będziesz raz za razem zaliczała takie upadki, jeżeli nie zrozumiesz jednej zasady: to nie Twoja słaba wola i niepohamowany apetyt są źródłem ciągłych niepowodzeń. Decydują o tym procesy chemiczne zachodzące w Twoich komórkach. I nie osiągniesz celu, jeżeli nie nauczysz się omijać wszystkich pułapek, które zastawia na Ciebie odstawiony od pełnej michy organizm.