Kiedy pojawiły się pierwsze blogi i strony na FB, które prezentowały przepiękne mieszkania (zawsze czyste, z genialnie dobranymi dodatkami i obowiązkowo świeżymi goździkami w stylizowanych retro dzbanuszkach), zachłysnęłyśmy się. Podobnie było z blogami parentingowymi – sielankowe obrazy idealnych dzieci, grzecznie bawiących się na pudrowych dywanikach, przyciągały nas jak magnes. Po latach jesteśmy zmęczone porównywaniem swojego życia do tych przelukrowanych obrazów. Jeśli klikamy „lubię to”, to raczej nie na ladyofthehouse.pl, ale na „Pozamiatane. Ch***wa Pani Domu po godzinach”. Kiedy zaś mamy coś do powiedzenia na temat dzieci, oznaczamy to hashtagiem „winemom”. O co chodzi z tym ostatnim?
#winemom – społeczność, która mówi: „rozumiem cię, też tak mam”
Trend „winemom” można nazwać słowem-symbolem, ponieważ oznacza całą masę różnych rzeczy. Przede wszystkim jest oznaką solidarności wszystkich zmęczonych mam. Tych, które odkrywają, że ich dziecko pomalowało się (całe) ich pomadką za kilkaset dolarów. Tych, które muszą zbierać kilogramy wysypanej karmy dla psa z dopiero co posprzątanej podłogi. Tych, których dzieci bywają rozkoszne, ale o wiele częściej wywracają spokojne życie do góry nogami. Te mamy publikują zabawne zdjęcia rozrabiających pociech i oznaczają je: „pleasepassthewine” (proszę podać wino). Bez retuszu. Bez filtra. Bałagan w sensie dosłownym i metaforycznym.
Jednocześnie „winemom” jest jawnym komunikatem: „tak wygląda macierzyństwo, to nie spokojne pozy w wyszukanych stylizacjach”. Dzięki trendowi matki wiedzą, że nie są same. Widzą, że inne zmagają się z tymi samymi kłopotami. Że inne dzieci też niszczą, wrzeszczą, buntują się i zwyczajnie nie słuchają. To pełne dystansu, szczere podejście przynosi ulgę i koi wyrzuty sumienia pt. „nie potrafię dobrze wychować dzieci”. Nagle okazuje się, że to nie kwestia wychowania – dzieci po prostu takie są. Uff!
Oczywiście jest i wątek humorystyczny – oglądając niektóre zdjęcia czy memy na facebookowym profilu „Moms who need wine” (718 tysięcy polubień!), aż chce się roześmiać i powiedzieć: „O matko, co za koszmar. Ale znam to! Napijmy się wina, bo cóż nam w tym trudnym życiu pozostało”.
ZOBACZ TEŻ: Macierzyństwo - jak być pracującą mamą?
Komentarze