Jennifer Aniston ma szczerze dosyć nieustannych spekulacji mediów na temat jej życia prywatnego, a już zwłaszcza tych dotyczących jej ciąży (średnio raz na miesiąc). Za pośrednictwem „The Huffington Post” opublikowała specjalne oświadczenie na temat natręctwa mediów i tego szczególnego zawstydzania kobiet, które z jakichś powodów pozostają bezdzietne. „Czujesz się wtedy, jakbyś poniosła klęskę jako kobieta. To nie jest fair”.
Przemawiając na festiwalu filmowym Giffoni we Włoszech, Aniston zachęcała kobiety, aby wspierały się wzajemnie. „Świat zaczyna zdawać sobie sprawę, że kobiety to nie tylko ubrania, makijaż i selfie, a jednak jakże często my, kobiety, jesteśmy dla siebie najgorszymi wrogami. Kiedy byłam nastolatką, dorastałam w wielkim kręgu przyjaciół, którzy zawsze mnie wspierali i byli dla mnie jak rodzina. I chciałabym, żebyśmy mogły być dla siebie nawzajem właśnie takie: akceptujące się wraz ze wszystkimi wadami i zaletami. To niesamowicie wzmacnia”.
Poza aktywnością społeczną 51-latka jest aktywna zawodowo jak nigdy. Po 25 latach od pojawienia się na ekranach wciąż ma tę samą zdolność uwodzenia i przykuwania uwagi widowni. Serial „The Morning Show”, w którym genialnie zagrała Alex, dziennikarkę walczącą z seksizmem i innymi grzechami show-biznesu, zbiera same dobre recenzje.
Miała też pojawić się w tym roku w niezwykle oczekiwanym powrocie „Przyjaciół”, wyprodukowanych przez HBO Max. Niestety, zjazd kultowej paczki z Nowego Jorku musiał zostać odłożony w obliczu globalnej pandemii koronawirusa.
O Przyjaciołach
Kariera Jennifer zatoczyła pełne koło: od produkcji telewizyjnej, przez kino, z powrotem do produkcji telewizyjnej. Chociaż oczywiście krajobraz jest teraz zupełnie inny niż w latach 90. i seriale telewizyjne to już nie jest drugorzędna produkcja. „Kiedy pracowaliśmy nad »Przyjaciółmi«, w którymś momencie zorientowaliśmy się, że to najprawdopodobniej najlepsza rzecz, jaką telewizyjna rozrywka stworzyła do tej pory. I nawet nie myśleliśmy o tym w ten sposób, że to wywinduje na szczyt nasze kariery. Po prostu mieliśmy poczucie uczestniczenia w czymś wielkim”.
Teraz, patrząc na te wszystkie kanały premium i ich wielkobudżetowe produkcje, widzimy, jak wszystko się zmieniło. Można powiedzieć, że telewizja przeszła gigantyczną ewolucję, podczas gdy w świecie filmu wciąż robi się to samo w tym samym formacie. Dla Jen jest to więc bardzo interesujący i ekscytujący czas i cieszy się, że nadal jest częścią tego biznesu – po obu stronach kamery – wraz z aktorami, którzy zostawili z boku kariery w filmie, aby doświadczyć czegoś naprawdę innego i wyjątkowego.
O początkach
Zanim Jen wygrała casting i dołączyła do ekipy „Przyjaciół”, podejmowała się wielu dziwnych prac, aby utrzymać się w Nowym Jorku. Co dawało jej siłę? „Mam w sobie upór i determinację. Poza tym spędzałam dużo czasu z innymi aktorami, którzy przechodzili przez to samo. Wszyscy musieliśmy radzić sobie z odrzuceniem i rozczarowaniem. Trzeba było mieć wiarę w siebie i wytrwać”.
Aniston nigdy nie zapomniała o tych trudnych czasach, dzięki czemu szanuje swój sukces i jest bardzo wdzięczna za wszystkie szanse, które pojawiały się w jej życiu. „Nie znam innej pracy, która byłaby tak ekscytująca, jak aktorstwo. Nigdy nie miałam wątpliwości, co chcę robić w życiu”.
Tymczasem jej ojciec (aktor John Aniston) nie chciał, aby Jen została aktorką. Martwił się, że próby przebicia się w tym zawodzie złamią jej serce i sprawią, że życie córki upłynie w nieustannym stresie. Teraz Jen myśli, że jej siłą napędową była chęć udowodnienia ojcu, że sobie poradzi i wytrwa, nawet gdy nadejdą kiepskie czasy.
O komedii i dramacie
Może to Was zaskoczy, ale Aniston chciała być aktorką dramatyczną. Kiedy odkryła, że umie rozśmieszać ludzi? „Podczas studiów w High School for the Performing Arts zagrałam w sztuce Czechowa. Okazało się, że publiczność zamiast traktować mój występ bardzo poważnie, jak się spodziewałam, wybuchała co chwila śmiechem. Na początku byłam urażona, ale potem mój nauczyciel powiedział mi, że mam naturalny talent komediowy”.
To doświadczenie ośmieliło ją też do odkrywania ciemniejszych stron własnej natury. Na początku swojej filmowej kariery zasłynęła głównie z ról dobrych, sympatycznych dziewczyn, chociaż zdarzyła jej się rola bardzo pokręconej dentystki w filmie „Szefowie wrogowie” (2011 rok). Nie chciała jednak przywiązywać się do jednego typu postaci, bo uwielbia grać różne osobowości, zwłaszcza te z wadami lub problemami, z którymi wszyscy możemy się utożsamić. Lubi też grać kobiety, które są inteligentne i mają duże poczucie humoru. „Chciałabym móc eksplorować wszystkie aspekty mojej osobowości, ponieważ uważam, że wszyscy mamy w sobie pełno sprzeczności. Mam swoją szaloną i swoją perfekcyjną stronę, więc dlaczego miałabym ignorować te cechy charakteru w mojej pracy?”.
Swoją dramatyczną, ciemną stronę też potrafi pokazać mistrzowsko. Oglądałyście film „Ciastko”? Tam Jennifer w roli cierpiącej, depresyjnej Claire Bennett daje prawdziwy popis. I, jak sama mówi, była to dla niej niesłychanie ważna rola. „Zakochałam się w tej historii. Czułam, że rozumiem ból i depresję, których doświadcza ta kobieta, i że mogę oddać jej sprawiedliwość. Sama przeżyłam swój czas ciemności, jak pewnie większość ludzi na tej ziemi”.
Jen zdaje sobie sprawę, że większość widzów jest przywiązana do jej wizerunku radosnej i energicznej Rachel i może nie zaakceptować ról o całkowicie innym charakterze. Ale będąc wdzięczną za wszystko, co jej ta rola dała, myśli o niej tak, jakby się wydarzyła ze trzy życia temu.
Już jest w innym miejscu i nie bardzo obchodzi ją jej „wizerunek”. Jest gotowa grać postacie, które ujawniają bolesne i brzydkie strony życia, a nie tylko odgrywać efektowne i atrakcyjne role. „To jest bardzo wyzwalające” – mówi.
Komentarze