Trudne dzieciństwo, które odbija się na dorosłości [Ministerstwo samotności]

Nasze dzieciństwo z pewnością nie było idealne, nasi rodzice nie byli idealni. Ale ich dzieciństwo i ich rodzice też. Warto o tym pamiętać.

ministerstwo samotności rys. Adam Quest / MPP

Dostałam list: „Od kiedy urodziłam dziecko, moje relacje z rodzicami to kosz- mar. Nigdy nie były super, ale urodzenie dziecka odblokowało mi chyba jakieś klapki w głowie. Przypominam sobie wszystkie krzywdy, jakie od nich doznałam (to nie była patologia, tylko raczej tzw. zimny chów). Zrozumiałam, dlaczego jestem taka, jaka jestem, dlaczego moje związki są takie, jakie są, i dlaczego nie mogę utrzymać żadnej pracy. Każde spotkanie z rodzicami wywołuje we mnie silny stres, mam do nich morze pretensji i mam ochotę im to wszystko wykrzyczeć”.

Urodzenie dziecka może dla wielu z nas być symbolicznym rytuałem przejścia w krainę dorosłości. A co za tym idzie – pożegnaniem się z dzieciństwem i ewentualnymi złudzeniami na ten temat. Bo lepiej się żyje, jeśli trochę mitologizujemy nasze dzieciństwo. Pamiętamy to, co dobre, a wypieramy to, co było gorsze. Ale przecież idealne dzieciństwo to mit. Większość z nas, grzebiąc w swojej przeszłości, znalazłaby sporo dowodów na to, że nasi rodzice nie mieli pojęcia o tym, jak wychować szczęśliwe dziecko. Nie wiedzieli, jak sprawić, abyśmy zdobyły pewność siebie, umiały dbać o siebie i nawiązywać zdrowe relacje z innymi. Bywa, że właśnie to staje się zarzewiem tzw. buntu młodzieńczego w okresie nastoletnim. Ale wtedy to jest jeszcze nie bardzo świadome. Potem przychodzi dorosłość i odpuszczamy. Kolejna faza może przyjść później.

Wiele kobiet opowiada, że właśnie po urodzeniu dziecka zaczęło powracać do swojego dzieciństwa. Analizować je na nowo, przypominać historie, które wcześniej wyparły do najciemniejszych zakamarków umysłu, odkrywać to swoje wewnętrzne, bezbronne dziecko oraz to, z czym się ono musiało konfrontować. Ale najgorsze, co możemy sobie zrobić, to utknąć na etapie urazy i obwiniania rodziców za swoje nieudane życie. Nie bez powodu tyle szkół terapeutycznych czy religii mówi o roli wybaczenia jako o niezbędnym warunku uwolnienia się od ciężaru przeszłości i ruszenia dalej. Jasne, są rany zadane w dzieciństwie, które wymagają pracy z terapeutą, ale w większości przypadków same możemy przejść przez ten proces. Spojrzeć na własnych rodziców nie jak na oprawców, tylko na normalnych ludzi ze wszystkimi wadami i zaletami, ludzi, którzy sami byli kiedyś czyimiś dziećmi – małymi i bezradnymi. Którzy w dzieciństwie też być może nie dostali wystarczającej dawki miłości i zainteresowania. Ludzi, którzy nie skończyli kursów dla rodziców doskonałych. Ale przecież można chyba założyć, że starali się, jak umieli. I wybaczyć im, że nie byli doskonali.

ZOBACZ TEŻ: 

REKLAMA