Kiedy wybuchła pandemia, a strach przed wirusem pozamykał nas w domach, napisała na instagramowym profilu: „Obecna sytuacja będzie ogromną próbą relacji międzyludzkich. Kwarantanna okazała się doskonałym papierkiem lakmusowym na to, bez kogo faktycznie żyć nie możemy! Ja przyznam szczerze, że nie pamiętam, kiedy tak dużo rozmawiałam z moją rodziną, jak w ostatnim czasie. Nie jest to dla nas oczywiste, bo raczej jesteśmy indywidualistami, którzy bardzo wciągają się w swoje codzienne zajęcia i nie są najlepsi w liczeniu mijającego czasu... A jednak! Chciałabym wznieść z Wami toast za prawdziwe relacje i życzyć nam, żebyśmy nie zapomnieli, że rozmowa często wystarczy, by pokazać, że jesteśmy sobie potrzebni”.
Kilka miesięcy później przyszła na świat Nena – córka jej i jej męża, prawnika Piotra Szeląga. Pandemia wydawała się najgorszym momentem na ciążę i poród – relacje z bliskimi, już i tak rozluźnione przez aktywność zawodową babć, dziadków, ciotek i wujków, musiały ograniczyć się do telefonicznych i internetowych kontaktów. A opowieść o dziecku wychowywanym przez całą wioskę można było już na dobre włożyć między bajki. Macierzyństwo stało się doświadczeniem najbliższych osób: rodziców i dziecka.
„I to było właśnie najpiękniejsze – mówi nam Lara. – Bo pandemia sprawiła, że byliśmy w tym z Piotrem razem, zdecydowaną większość czasu spędzając w domu, na home office. Dla mnie, ale też dla wielu innych kobiet ten czas okazał się doskonały na bycie w ciąży: przestałyśmy się zaharowywać do siódmego, ósmego miesiąca, próbując udowodnić wszystkim dookoła, że jesteśmy w pełni produktywne. I są na to dowody: w Danii podczas pandemii urodziło się o osiemnaście procent mniej wcześniaków, właśnie dlatego, że kobiety siedziały w domu i pracowały zdalnie. Praca zdalna pozwoliła mi spędzić ciążę na Mazurach. Po porodzie samotność we troje ogromnie dużo nam dała, to gigantyczna nauka. Nie wiem, czy spośród urodzonych w 2020 roku wyrośnie inne pokolenie dzieci, ale z pewnością dojrzeje nowe pokolenie rodziców. Będą inni, czyli silniejsi psychicznie, o większej więzi z dzieckiem, która jeszcze niedawno była przywilejem nielicznych, a teraz staje się udziałem większości; rodzice są bardziej obecni w jego życiu”.
ZOBACZ TEŻ: 7 dietetycznych zwyczajów gwiazd, które warto podpatrzyć
Odporna na lęk
Dziś mówi, że choć przed porodem pochłonęła sporo książek i odwiedzała specjalistów, to jednak najważniejszą wskazówką była dla niej intuicja.
„Od dłuższego czasu nie jesteśmy tak stadni, jak dawniej, a od roku wręcz nie możemy sobie na to pozwolić – powiedziała nam. – Ale już wcześniej trudno było mówić o sytuacji, w której mamy tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki, ciotki, mamy i babcie, które powiedzą nam, jak wychowywać dzieci. Ta informacja dociera do nas skądinąd, już nie od bliskich, ale od specjalistów, z literatury, internetu. Ponieważ jestem fanką sprawdzonych informacji, nie czytam forów i dyskusji o porodach w mediach społecznościowych. A że nie lubię napędzania się strachem, nie zapisałam się też do szkoły rodzenia. Starałam się nie postępować wbrew sobie, zagłębić się w to, co daje natura. Wszyscy jesteśmy przebodźcowani, zlęknieni, znamy multum historii zasłyszanych, spośród których zawsze najbardziej się pamięta te szczególnie ekstremalne. Wolałam więc skupić się w sobie, zagłębić w siebie – poród i macierzyństwo to przecież najlepszy na to moment”.
Przygotowania do porodu nie wiązały się u Lary z wielkimi zakupami. Owszem, przed pojawieniem się Neny na świecie jej dziecięcy pokoik był prawie gotowy, a torba z tym, czego nie powinno zabraknąć w szpitalu, spakowana, ale to właściwie wszystko. Lara i Piotr hołdują minimalizmowi; mąż Lary mawia, że dziecku jest potrzebna paczka pampersów, coś do wytarcia i mama obok. Oboje uznali, że to wystarczy i nie ma sensu gromadzić rzekomo niezbędnych w opiece nad niemowlęciem gadżetów, które później często stoją nieużywane. Lepiej poczekać, aż maluch pojawi się na świecie, i wsłuchać się w jego potrzeby. Choć oczywiście kilku nietrafionych zakupów nie udało się uniknąć. Tak było z chustą do noszenia dziecka. „Byłam przekonana, że to się sprawdzi, ale Nena szybko mi uświadomiła, że nie ma najmniejszej ochoty na chustowanie – opowiada Lara. – Musiałam to uszanować i noszę ją na rękach. Cóż, najwyżej po jej wczesnym dzieciństwie zostaną mi umięśnione ramiona”.
Zamiast w gadżety, Lara Gessler postanowiła zainwestować w wiedzę. Przygotowując się do porodu, przeczytała wszystko, co trafiło na stronę fundacji „Rodzić po ludzku” i większość publikacji wydawnictwa Natuli. I starała się nie ulegać zbiorowym okołoporodowym obsesjom. „W tej chwili myślenie o porodzie zdominowane jest jednym tematem: ochrony krocza – tłumaczy. – Stąd po części szalona zupełnie moda na cesarki: kobiety boją się nacinania, a jednocześnie nie ćwiczą, nie próbują przygotować ciała do porodu, nie chodzą do fizjoterapeuty uroginekologicznego, który mógłby nauczyć je, jak się kłaść, jak traktować własne ciało już na etapie ciąży, kiedy staje się cięższe. Zaniedbując je, same stawiamy się na straconej pozycji. Skupiamy się nie na tym, co najważniejsze”.
Sama trafiła do fizjoterapeutki w piątym miesiącu ciąży, właśnie po to, żeby mieć wpływ na to, jak jej ciało zniesie ciążę i poród. I systematycznie wykonywała zadane przez nią ćwiczenia, w tym oddechowe. Nie forsując się, bo czasem lepiej podziała zrównoważony trening w stylu dłuższego spaceru, w trakcie którego oddycha się przeponą. Dziś jest przekonana, że dużo lepiej niż w prywatną klinikę jest zainwestować w dobrą położną, fizjoterapeutę i doradcę laktacyjnego. Ważne też, żeby te osoby rozumiały twoje potrzeby, co pozwoli przeprowadzić poród tak jak się tego chce – bez pęknięcia, nacięcia, znieczulenia.
„Jako socjolog wierzę w badania. Wiedza uodporniła mnie na większość lęków, choć nie na wszystkie – zaznacza. – Lęk przed niewiadomą pojawia się zawsze, a poród to nowa sytuacja, nowe rzeczy, o których nie miałaś wcześniej pojęcia. Bardzo chciałam urodzić naturalnie, bałam się więc, że będę musiała wylądować na cesarce albo że coś się zmieni w ostatniej chwili i mąż nie będzie mógł być ze mną. Ta perspektywa mnie przerażała, a nie sam poród”.

Lara wybrała poród naturalny, bo, jak tłumaczy, cesarka to jednak operacja – jak każda jest obarczona pewnym ryzykiem. A pomijając względy medyczne, poród przygotowuje do bycia rodzicem, jest dużym emocjonalnym i fizycznym przeżyciem, dzięki któremu odczuwa się i docenia wagę życia, które przychodzi na świat. Po naturalnym porodzie ciało szybciej się regeneruje, stajemy się sprawniejsze. „Tak nas stworzono, to naturalny element cyklu życia” – dodaje Lara.