Pożary szalejące w Kalifornii zmusiły Kate do ewakuacji z jej domu w Los Angeles, ale nie było to jedyne zagrożenie, z którym musiała się zmierzyć tego październikowego wieczoru. O 1 w nocy jakiś ciemny typ łomotał do jej drzwi, zmuszając ją do wykręcenia 911. Niedługo po odjeździe policji do jej drzwi znów zaczęło się zbliżać niebezpieczeństwo. Wielka kula ognia narastała w zastraszającym tempie. „Pomyślałam: »Okej, teraz trzeba sobie z tym poradzić «” – mówi, łapiąc oddech i szeroko otwierając oczy na wspomnienie zgarniania swoich kotów - Clive’a i Willowa, psów - Ingrid i Myfa, ich karmy, swojego paszportu i opuszczenia domu.
Aktorka spędziła kolejny tydzień w hotelu, a na Instagramie wyraziła swoją wdzięczność za zapewnienie jej i oczywiście jej zwierzakom bezpieczeństwa.
Tydzień później, kiedy udziela wywiadu Women’s Health, ma już zgodę na powrót do domu. Na spotkaniu w restauracji pojawia się w czarnym topie, szpilkach i z długimi, bujnymi lokami. Przyznaje, że przez te ponad 20 lat bycia sławną dziennikarze często źle ją odbierają. Przez role, które gra, ludziom wydaje się, że nic, tylko przechadza się z poważną miną lub ustawia pod odpowiednim kątem na czerwonym dywanie. Tak naprawdę nienawidzi pozowania i na sesjach czuje się zażenowana. Wtedy wyobraża sobie, jak jej czterej przyrodni bracia przewracają oczami. „To zdrowe podejście – uważa bohaterka serialu „Wdowa”. – Myślę, że kiedy się do tego przywyknie, to koniec”.
Instagram pomógł jej w komunikowaniu tego, jaka jest naprawdę. „Nie jestem fanką social mediów, ale miło jest mieć taki kącik w swoim stylu” – wyjaśnia, wyławiając z gazowanej wody limonkę (ma nietolerancję histaminy). Jaka więc Kate Beckinsale jest naprawdę?
Podczas wywiadu dowcipna i mająca dystans do siebie, w social mediach ironiczna i zadziorna, a na co dzień bystra i konkretna. Ma spokój 46-latki, a jednocześnie w wyglądzie to coś, co pozwoliłoby jej zostać królową absolwentów uniwersytetu na lokalnej paradzie. Jej trener Brad Siskind twierdzi, że z nią nie ma miękkiej gry. „Przez całą godzinę tylko pracuje” – mówi.
Mimo to Kate przyznaje, że na poziomie ciała jest delikatną osobą. „Myślę, że organizmy niektórych ludzi są po prostu wrażliwe. Jeśli byś mi powiedziała, że wczoraj miałaś mdłości, sama mogłabym zacząć wymiotować”.
Przez to nie sięga po właściwie nic stymulującego – zero kofeiny i alkoholu. „Jeśli zjadłabym za dużo ciemnej czekolady, efekt byłby taki, jakby ktoś wziął kokainę – mówi. – Jestem mocno połączona ze swoim ciałem, więc jeśli doświadczam stresu, najpewniej odczuję go też fizycznie. Zwykle dobrze mi robi, jeśli się w jakiś fizyczny sposób tego pozbywam. Trochę myślę o sobie jak o koniu – czas pobiegać po padoku”.
Niezły cios
Kate dorastała na książkach i balecie. Zaczęła ćwiczyć dopiero jako dwudziestokilkulatka, kiedy reżyser Michael Bay poprosił ją, by zrzuciła wagę do „Pearl Harbor”. Wiele razy wracała do tej historii, zanim na nowo ujrzała światło dzienne 3 lata temu w czasie wyrównywania rachunków w przemyśle filmowym.
„To nie było fajne, nie sprawiło, że poczułam się lepiej, i myślę, że ogólnie kobiety są 100 milionów procent częściej krytykowane ze względu na wygląd niż mężczyźni. Ale w tym konkretnym przypadku nie do końca – mówi aktorka, wspominając, jak pocieszał ją kolega z planu. – Ben [Affleck], który już robił film z tym reżyserem, przyznał, że jego też to spotkało: »Zmusili mnie do zrobienia nowych zębów«. Pomyślałam: »Super, przynajmniej nie musiałam rozstawać się ze swoimi zębami«”.
Od tego burzliwego początku jej związek z fitnessem zaszedł naprawdę daleko. Przyznaje, że teraz ćwiczenia mają dla niej dużo większe znaczenie i bardzo wpływają na jej samopoczucie. „Pozostałe aspekty są tylko fantastycznym skutkiem ubocznym”. Kate poświęca na treningi z Sis-kindem sześć poranków w tygodniu. Wcześniej je proteiny – zazwyczaj kurczaka lub jajka z masłem (z mleka od krów karmionych trawą). W ciągu dnia lubi sałatki z rzodkiewką, brukselką, z olejem krokoszowym, łososiem i okazjonalnie garścią czipsów ziemniaczanych.
Na siłowni zaczyna od treningu całego ciała, składającego się z 8 ćwiczeń złożonych, które angażują jednocześnie różne grupy mięśniowe: uginanie przedramion z przysiadem czy przysiady z kombinacją ciosów. Po serii robi 90-120-sekundowe interwały kardio – na ergometrze wioślarskim lub VersaClimberze (maszynie imitującej wchodzenie po drabinie), a następnie znów wraca do 8 ćwiczeń – tym razem z większym obciążeniem, dodatkowymi gumami lub szybszymi powtórzeniami. Po 45 minutach, które zajmuje jej ukończenie 2 takich obwodów, finiszuje interwałem kardio z gumami Inertia Wave (alternatywa dla battle ropes) lub na bieżni SkillMill (taka wygięta w łuk, napędzana siłą mięśni), a kończy rozciąganiem z trenerem (wygoogluj „Kate Beckinsale flexible”, jeśli masz mocne nerwy i chcesz zobaczyć fragment tego streczingu).
Są też okresy, kiedy Kate wyjeżdża na plan filmowy. „Lądujesz w Bułgarii, nie znasz nikogo i mówią ci: »Cóż, mamy tutaj na miejscu trenera, którego nazywamy The Punisher«” (ang. osoba dająca wycisk innym) – mówi Kate, robiąc przestraszoną minę.
Nauczyła się zabierać ze sobą nagrania jogowych treningów Jessiki James i Mandy Ingber. „Nie doznałam kontuzji, robiąc film akcji, i myślę, że to częściowo zasługa praktykowania jogi”. Chociaż już brzmi to jak całkiem niezły reżim treningowy, Kate dorzuca jeszcze: „Wkręciłam się w trampoliny i to jest świetna sprawa. Jest taka osoba, Lauren Kleban, która stworzyła LEKFit, i myślę, że jest genialna z tym streamingiem zajęć online”. Kate stawia laptopa z aplikacją na blacie i skacze na trampolinie w kuchni – wysoki sufit jej na to pozwala. „To daje mnóstwo radości!” – wykrzykuje aktorka.
Komentarze