Kiedy obserwujemy rodzinę, w której to partner regularnie bije partnerkę i dzieci, to raczej nie mamy wątpliwości, że to przemoc. Ale przemoc może też być niewidoczna dla osób postronnych. Często osoby, które jej doświadczają, nie mają świadomości, że są ofiarami. Jak rozpoznać, że dzieje się coś bardzo niedobrego w naszym życiu albo w życiu innych? I co w tej sytuacji robić?
Opowiesz mi swoją historię?
Charakterystyczną cechą ofiar przemocy jest wstyd. Tak się wstydzą tego, co je spotyka, że długo ukrywają to przed światem, przywdziewając na co dzień pogodną maskę i ciemne okulary. Czują się coraz gorzej, ale mają przekonanie, że jeśli pisną komuś słówko o tym, co się dzieje w ich domu, to nastąpi coś strasznego: tama się przerwie, a powódź zatopi cały ich świat. A to w ich wyobrażeniu będzie znacznie gorsze od tego, co jest teraz.
Bywa, że stają się najlepszymi adwokatami swoich prześladowców i bronią ich zażarcie wobec ludzi, którzy podejrzewają, że coś złego dzieje się w ich związku: „Nie masz pojęcia, jaki on potrafi być czuły i troskliwy. Czasem tylko bywa nerwowy. Ale ja też pewnie go prowokuję. Wiesz, nikt nie jest idealny”.
To, co mówią, to jest też zwykle jakaś część prawdy, bo przecież prześladowca rzadko jest stuprocentowym draniem. Ma i tę jaśniejszą stronę, która na początku przyciągnęła drugą osobę i pozwoliła jej uwierzyć, że razem mogą być szczęśliwi.
ZOBACZ TEŻ: Czy Twoja praca jest toksyczna?
Czego właściwie doświadczam?
Rozmawiając o przemocy, warto najpierw wiedzieć, na czym stoimy. Definicja w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 roku mówi, że przemoc to „jednorazowe albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie, naruszające prawa lub dobra osobiste członków rodziny, w szczególności narażające te osoby na niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia, naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną, powodujące szkody na ich zdrowiu fizycznym lub psychicznym, a także wywołujące cierpienia i krzywdy moralne u osób dotkniętych przemocą”.
Definicja nie opisuje jednak konkretnych przypadków, a właśnie z tym mamy problem. Nawet tak, wydawałoby się, oczywiste naruszenie nietykalności cielesnej też może być różnie interpretowane nie tylko przez oprawców, ale i przez ofiary: „Eeee, przecież to tylko lekkie pchnięcie, nic wielkiego, każdemu się może zdarzyć”. Co dopiero mówić o naruszeniu godności osobistej.
Ofiara przemocy z reguły ma tak bardzo obniżone poczucie własnej wartości, że nawet nie zauważa, że ktoś ją poniża. Ma skłonność do przyjmowania takiego traktowania jako coś naturalnego, bo w swoim głębokim przekonaniu na nic lepszego nie zasługuje. Bardzo prawdopodobne, że jej historia sięga dzieciństwa, rodzinnego domu, w którym przemoc była na porządku dziennym.
Uświadomienie sobie, że jesteśmy ofiarą przemocy i podjęcie decyzji, że nie chcemy tak dłużej żyć, jest bardzo trudnym momentem w życiu, chociaż w wielu przypadkach to początek nowej drogi.
W pętli przemocy
Trudność w rozpoznaniu swojej sytuacji jest wynikiem swego rodzaju tresury metodą kija i marchewki, którą stosuje przemocowiec. Przez specjalistów zostało to opisane jako tzw. pętla przemocy, składająca się z trzech faz.
W fazie pierwszej następuje narastanie napięcia. Przemocowiec zaczyna od drobnych utarczek słownych, prowokuje konflikty pod byle pretekstem, obraża się albo ma do wszystkich pretensje. Ofiara czy ofiary, mimo nieustannie podejmowanych prób łagodzenia sytuacji i udobruchania oprawcy, czują się bezradne. Z trudem znoszą napiętą sytuację w domu, bo czują, że żyją na beczce prochu. W dodatku oprawca jest mistrzem wpędzania w poczucie winy, dlatego ofiary często myślą, że same zrobiły coś nie tak: niedokładnie posprzątały, ugotowały niesmaczny obiad, za dużo wydały, za długo rozmawiały z sąsiadem itp.
Ale mimo że się dwoją i troją, nic nie jest w stanie udobruchać przemocowca. Wszystko i tak zmierza nieuchronnie do fazy drugiej, czyli wybuchu agresji, oczywiście pod pretekstem wyimaginowanych „przewinień” ofiary. Wrzaski, zastraszanie, bicie, wyrzucanie z domu – repertuar katów bywa nieograniczony.
Oprawca jest jakby w amoku, nic nie jest w stanie go poskromić. W tej fazie czasem dochodzi do interwencji policji bądź osób postronnych, ale niestety, zbyt często ofiary są zostawione same sobie. Ale energia przemocowca w końcu wyczerpuje się, burza cichnie i następuje coś, co specjaliści nazywają fazą miodowego miesiąca. Przemocowiec okazuje skruchę, przeprasza, otacza czułością, przynosi prezenty. Chętnie wykonuje takie demonstracje publicznie, żeby otoczenie uwierzyło, że ewentualne skargi ofiary są tylko jej wymysłem.
Skołowana ofiara zaczyna wierzyć w cudowną przemianę, ale niestety diabelski cykl się powtarza. Nadchodzi fala napięcia, a później kolejny atak. Może tak trwać latami, a jedyną zmianą są coraz krótsze fazy miodowego miesiąca – aż do ich zaniku.
Komentarze