Do studia wpada w czarnej bluzie i z własnym kubkiem kawy w ręku. Na miejscu czeka na nią cała paleta ubrań w soczystych owocowo-warzywnych kolorach. W trakcie sesji Marta Dymek, która zaraziła apetytem na roślinną kuchnię miliony Polaków, przyznaje, że nie ma stałego rytmu, każdy jej dzień jest inny. Prowadzi bloga, Jadłonomię, który jest najważniejszą częścią jej działań. Pracuje nad książką, współpracuje z prasą, prowadzi warsztaty kulinarne i program w telewizji. Kiedy trafia się kilka wolniejszych dni, przygotowuje nowe przepisy, odpisuje na zaległe komentarze na blogu.
„Dbam o równowagę, na szczęście zdrowe jedzenie przychodzi mi naturalnie, łatwo mi przebierać w przepisach - opowiada. - Poza tym dużo czytam, jak pewnie większość z nas. Ostatnio sięgam po »Porozmawiajmy o jedzeniu zwierząt« Michaela Huemera, w znakomitym przekładzie Włodzimierza Gogłozy. Dialogi dwóch przyjaciół, wegetarianina i mięsożercy, którzy rozmawiając o jedzeniu, używają rozmaitych doktryn filozoficznych. To gimnastyka dla umysłu. Za to prawdziwy sport to rewolucja – zaczęłam trenować pół roku temu”.
ZOBACZ TEŻ: Szczepionka na koronawirusa w drodze
Trening lepszy od kawy
Jaki sport uprawia pani Jadłonomia? „Moi przyjaciele nie uwierzą – śmieje się Marta Dymek. – Ju-jitsu, sport walki!”. Dodaje, że nigdy nie była specjalnie „sportowa” – jeździła, owszem, na rowerze, zdarzały się zajęcia jogi, ale na tym koniec. To, że jedzenie łączy się ze zdrowym stylem życia, odkryła już dawno; że elementem tej układanki jest dobry sen, dotarło do niej nieco później.
„Kiedy zdrowo jadłam, spałam, miałam więcej energii do pracy – wyjaśnia. – Ale sport wydawał mi się stratą czasu: tyle ważniejszych rzeczy można zrobić, zamiast trenować! Nie żebym była kanapowcem, ale na pewno nie typem treningowym. Wydaje mi się, że zaakceptowałam stereotypowy podział, który obowiązywał jeszcze kilkanaście lat temu: intelektualiści kontra mięśniacy, klasa humani- styczna kontra sportowa. Wychowałam się w tym modelu i uznałam, że tak już jest, że w tym rozdaniu nie stoję po stronie sportu. Dziś sądzę, że ten podział jest bardzo krzywdzący dla każdej ze stron”. Sportami walki zaraziła ją Dobrusia Gogłoza, prezeska stowarzyszenia Otwarte Klatki, które próbuje zmieniać los zwierząt hodowlanych.
„Zawsze mi imponowała inteligencją i siłą. Kiedy zaczęła opowiadać o sportach walki, od razu wyczuła, że trafiła na podatny grunt – mówi Dymek. – Jechałyśmy pociągiem z Warszawy do Trójmiasta i całą trasę słuchałam tylko o tym. Pomyślałam: »Ciekawe«. I właściwie tyle, bo świeżo obudzone zainteresowanie wcale nie sprawiło, że postanowiłam: »Wchodzę w to«. Ale Dobrusia mnie zaskoczyła: umówiła mnie ze znajomym, który prowadzi warszawską Akademię Gorilla. Idąc tam, wyobrażałam sobie napakowanych facetów toczących bitwy na recepcji, atmosferę nasyconą testosteronem. A poznałam osobę, która w tym roku otrzymała wyróżnienie od Kampanii Przeciw Homofobii i która nie je mięsa od nastu lat. Byłam zaskoczona, przejęta i w takim nastroju przydreptałam na zajęcia dla początkujących. Okazało się, że przychodzi na nie dużo dziewczyn, walecznych, silnych, asertywnych, a obok nich ćwiczą mężczyźni – inteligentni, wrażliwi, empatyczni”.
ZOBACZ TEŻ: Przepisy na zdrowe drinki bez alkoholu [klasyki w nowej odsłonie]
Marta Dymek trenuje ju-jitsu od pół roku i podkreśla, że nie jest świetna w tym sporcie, że uprawia go dla przyjemności. I dla doświadczenia kobiecej siły. „Z treningów najwięcej wynoszą te dziewczyny, które przez całe życie myślały o sobie, że są słabe, że nie dadzą rady – wyjaśnia. – Największą frajdą i zmianą jest właśnie przezwyciężanie tej słabości, za którą idzie stereotyp, który każe widzieć kobiety jako uległe, spolegliwe, bezbronne istoty. Kontakt ze sportami walki daje możliwość świadomego wyboru cech, przez które będziemy definiować kobiecość – czy to będzie siła, zdecydowanie, stanowczość czy zwiewność i delikatność. A może czasem jedno, a innym razem drugie. Trening ma też czysto praktyczny wymiar: ze statystyk policyjnych wiemy, że kobiety w sytuacji przemocy, napaści paraliżuje strach, nie są w stanie się obronić. Czasem pomaga już nawet wydobycie z siebie w takiej sytuacji krzyku, przezwyciężenie blokady i wezwanie pomocy. Poza tym trening porządkuje mi dzień, mogę pracować mniej, ale efektywniej – wiem, że muszę się tak zorganizować, żeby na niego zdążyć. Po wyjściu z akademii czuję się pełna energii i dziś wiem już, że sport działa lepiej niż kawa czy drzemka. I jeszcze jedno: lepiej po nim śpię. A to oznacza, że szybciej się regeneruję i łatwiej skupiam”.