Spotykamy się online. Patricia jest w Los Angeles, ja we Wrocławiu, więc dzieli nas 9 godzin różnicy czasu i różnicy w relacji do łóżka: ja się powoli kładę, ona powoli wstaje. Dlatego każda jest w swojej sypialni z laptopem na kolanach.
W pierwszej chwili myślę, że być może to ta dość prywatna sytuacja skraca między nami dystans, ale szybko przekonuję się, że spotkanie w każdym innym miejscu byłoby równie swobodne.
Patricia nie trzyma się kurczowo odpowiedzi na pytania. Jest mistrzynią dygresji i anegdot, ma energię i inicjatywę, szczerze śmieje się i rozśmiesza, chętnie opowiada o sobie, choć wyraźnie wyznacza granice prywatności. Umie skupiać na sobie uwagę i ewidentnie ma talent sceniczny. Ale i ogromne doświadczenie.
Mimo zaledwie 25 lat w metryce, na scenie jest od 22. Ma na swoim koncie utwory muzyczne, role filmowe, grę na deskach teatru, prowadzenie popularnych programów na żywo. I ciężar wszystkich decyzji. Bo podejmuje je sama.
„To, co jest dla mnie najważniejsze, czyli muzyka, jest jak dotąd najmniejszym moim sukcesem, ale mam mocną wiarę, że to się niedługo zmieni”.
Siła ducha
Przyznaje szczerze i bez skrępowania: „Jestem mocno uduchowiona. Wierzę w Boga, dobrą energię, która gdzieś wysłana wraca ze zdwojoną siłą. Ale i w przeznaczenie”.
W jej życiu było kilka momentów, które podpowiedziały, że tym przeznaczeniem jest scena. Pierwszy nastąpił, gdy miała dwa i pół roku. Będąc z mamą w sklepie z butami, usłyszała lambadę. Małe ciałko samo zaczęło podrygiwać, powiększona pampersem pupa zaczęła się kręcić, nogi pląsać. Przez przypadek (a może właśnie za sprawą przeznaczenia) w tym sklepie była Teresa Kurpias, założycielka Teatru Muzycznego dla Dzieci.
„Wtedy dostałam zaproszenie na pierwszy w życiu casting, a po nim, jako najmłodsza członkini zespołu, zaczęłam grać w przedstawieniach. Odtąd całym moim życiem była muzyka, teatr, sztuka”.
Ale nie było łatwo. Bardzo wcześnie narodziła się pasja, ale brakowało jej wsparcia.
„Rówieśnicy tego nie rozumieli. Nie miałam zbyt wiele czasu na życie towarzyskie. Tata też dołożył wszelkich starań, bym na scenę nie trafiła. Deprymował, mówił, że sobie nie poradzę. Ale osiągnął odwrotny skutek i w sumie mi pomógł. Swoje frustracje przelewałam na papier i pianino. Obrałam sobie cel. Wiarą, skupieniem i pracą powoli dążyłam do jego zrealizowania. Ciężka praca zawsze przynosi efekty”.
Werwa ciała
„Dziś rano dzwoni do mnie menedżer mojej nowej płyty i pierwsze, o co pyta: »Byłaś w siłowni?«. W LA mają kompletnego świra na punkcie wyglądu. Odkąd pracuję w tej branży, wiem, jak wielkie znaczenie ma wygląd. Przecież widzowie patrzą najpierw na mnie, a potem słuchają tego, co mówię lub śpiewam”.
Patricia przyznaje również, że ma świadomość, iż przy takim trybie życia – ciągły stres, zmiany miejsc – dbałość o wygląd i ciało, a zwłaszcza wysiłek fizyczny, są po prostu konieczne. Ale traktuje to głównie jako narzędzie do dobrego samopoczucia.
„Nigdy nie będę mieć nóg Anji Rubik! Ale nie wierzę w diety i nie zamierzam się odchudzać”. Przyznaje, że to stres ją mocno odchudził 2 lata temu. „Co z tego, że nogi miałam chude? Z twarzy wyglądałam na »wybidzoną«. Miałam rozmiar 32! Tak zdrowa kobieta nie powinna wyglądać”.
Ćwiczy, bo to ją uszczęśliwia i dodaje energii do życia. I oczywiście, przy okazji, podkreśla sylwetkę. „Pupa to efekt przysiadów i ćwiczeń na bieżni. Lubię, gdy mam kobiece kształty, czuję się wtedy dużo bardziej sexy. Ważne jest to, żeby ciało wyglądało zgrabnie, był zarys mięśni. No i nic nie wisiało. Ostatnio odkryłam, że muszę popracować nad ramionami, a właściwie nad tym tu – pokazuje – co tak lata, gdy ruszam ręką”.
„To chyba motylki” – mówię.
„Właśnie! Mama mnie zabije, że to powiem, ale całe życie nabijałam się z tych jej motylków i chyba za karę zostałam obdarowana na 25. urodziny”.
Patricia jest świadoma, że oprócz ładnej sylwetki musi mieć też świetną kondycję. Szykuje się do trasy koncertowej, pracuje nad nową płytą, dużo podróżuje. Dlatego wprowadza na stałe ćwiczenia cztery razy w tygodniu. Raz taniec, raz siłownia, innym razem tenis czy jogging. I będzie dobrze. „Z motylkami też!” – śmieje się.
„Ruch dodaje mi energii i siły fizycznej, która od razu wpływa na moje nastawienie do życia. To jak detoks dla ciała i ducha”.
Energia na talerzu
Patricia przyznaje: „Lubię jeść, lubię dobrą kuchnię i jeśli sobie tego zabraniam, to wpadam w deprechę!”. Ale w ślad za tym niekoniecznie idzie miłość do gotowania. „W ostatnim czasie zdarzyło mi się kilka razy gotować i w 70% to były nieudane próby. Ale proszę nie grzebać moich aspiracji. Przecież każda próba się liczy. Potrawa, którą tu polecam, akurat mi wyszła!”.
Przyznaje, że rodzina zadbała o to, by wyostrzyły się jej kubki smakowe.
„W domu jadłam pierogi, ale też kurczaka w afrykańskiej potrawce (przepis poniżej) i wiem, że chodzi przede wszystkim o to, żeby było smacznie. Czasem gdy idę do restauracji i oni tam, w dobrych kulinarnych i estetycznych intencjach, kładą mi na talerz jakieś kwiatki i inne cuda, które nie wiadomo, czy odłożyć, kroić nożem, jeść w całości, a może wypluć, to ja bardzo proszę: »Dajcie mi zupę pomidorową albo chleb z pasztetem warzywnym« (chleb to kolejna rzecz, bez której nie mogę żyć!)”.
Los Angeles nauczyło ją, że smak powinien iść w parze z jakością. Dlatego Patricia świadomie preferuje organiczne jedzenie. Jeśli jajka, to tylko z pieczątką „0”, jeśli mięso, to w pierwszej kolejności wołowe, bo zawiera łatwo przyswajalne żelazo i na pewno nie ma hormonów wzrostu. Czy to znaczy, że nigdy nie jada w fast foodach?
„Skądże! Ciągle gdzieś podróżuję. Jasne, że zdarza mi się zjeść frytki lub burgera. Ale podkreślam: gdy to tylko możliwe, staram się jeść z głową”.
Moc zasad
Nigdy nie miała menedżera, który zajmowałby się jej karierą. Nawet wówczas, gdy – jak mówi - była gówniarą, sama podejmowała decyzje. „Zostałam wychowana bardzo konserwatywnie. Według kilku prostych, można powiedzieć, katolickich zasad. Gdy dostawałam propozycje rozbieranych sesji, udziału w projektach, których nie czułam, coś w środku we mnie się buntowało. Głos z wnętrza mówił: »Nie, dziękuję, to nie dla mnie«.
Dziś, gdy jestem już starsza, dłużej się zastanawiam. Bo wiem, że to są czasem pieniądze, które pomogłyby mi na przykład wydać kolejną płytę. W pierwszą zainwestowałam wszystko. Straciłam pieniądze i nie udało mi się wówczas spełnić największego marzenia, bo żadna wytwórnia nie chciała ich wydać.
Ale szybko się podniosłam, bo zawsze, gdy jest gorzej, mówię sobie: »Patrz, siedzisz sobie na plaży w LA, prowadzisz programy, które gromadzą miliony widzów, dostałaś dwie nominacje do Wiktora, tyle się nauczyłaś. I w końcu wydałaś „Trip”, swoją pierwszą płytę«. Przy okazji polecam: dodaje energii”.
Patricia od kuchni
Jej kulinarna szkoła to polskie smaki z kuchni mamy, afrykańskie cioci z Konga i zdrowe wybory, których nauczyła się w Los Angeles. „Chciałabym, żeby w Polsce było tak wiele sklepów i restauracji z żywnością organiczną” – wzdycha i dzieli się swoim przepisem łączącym wszystkie wspomniane wcześniej elementy:
Kurczak w sosie arachidowym
Składniki:
• 1 pierś z kurczaka
• 1/2 kg udek
•1 łyżka oleju (może być rzepakowy)
• 2 łyżki masła arachidowego
• 2 cebule
• 2 ząbki czosnku
• 2 świeże pomidory
• koncentrat pomidorowy (mały)
• szczypta przypraw: kolendra, kurkuma, imbir, pieprz cayenne
• słoiczek pasty sambal oelek (w oryginale pasta z ostrych papryczek piri-piri)
Przygotowanie:
1. Osuszone piersi z kurczaka pokrój na kawałki. Udka oczywiście zostaw w całości. Posyp przyprawami, solą i pieprzem.
2. Na patelni rozgrzej olej i obsmaż mięso z obydwu stron w dość wysokiej temperaturze.
3. Gdy się zrumieni, wyjmij, a na patelnię wrzuć pokrojoną cebulę, czosnek, pomidory i koncentrat. Podsmażaj, ale zmniejsz ogień.
4. W szklance ciepłej wody rozprowadź masło orzechowe i wlej do sosu.
5. Po ok. 6 min włóż z powrotem kurczaka i duś pod przykryciem na małym ogniu przez 30 min.
Patricia i muzyka
Do tańca: Janelle Monae. Wokalistka jest też tancerką, więc nuty, które wychodzą z jej głowy, muszą być taneczne. To kompilacja jazzu, r'n'b i hip-hopu.
Do siłowni: Britney Spears, „Work Bitch”. To energetyczny singiel, który promuje ósmy już album Brit. Niezatytułowany jeszcze zestaw ukaże się 3 grudnia.
Do samochodu: Patricia Kazadi, „Trip”. Debiutancki album Patricii zawiera 12 utworów. Materiał nagrywany był w Warszawie, Paryżu i Los Angeles.
Do słuchania we dwoje:Maxwell. Na kolacje czy też randki ze śniadaniem. Patricia poleca wszystkie utwory tego amerykańskiego piosenkarza.
tekst: Katarzyna Górna-Drzewosz
zdjęcia: Marek Straszewski
WH 03/2013