Sięgam po dyktafon, ale coś ciągle nie daje mi spokoju. „Mówisz, że nie masz trenera personalnego?” – pytam. „Nie – odpowiada Natalie Dormer, mocno ściskając moją rękę na pożegnanie. – Sama potrafię narzucić sobie dyscyplinę”. I dotyczy to zarówno pracy, jak i treningu.
Jeżeli chodzi o tę pierwszą, jej efekty mogłaś oglądać w kinach („Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2” oraz „Las samobójców”) albo na ekranie swojego telewizora czy komputera („Gra o tron”). Co się tyczy ćwiczeń, najłatwiej spotkać Dormer w siłowni nieopodal jej domu w Richmond w Londynie. Ale nie odpuszcza sobie nawet podczas wyjazdów. „Niezależnie od tego, w jakim mieście na świecie się znajduję, zawsze potrafię znaleźć w pobliżu jakiś gym – mówi. – Sekret skutecznego dbania o siebie? Wygoda. Jeśli musisz poświęcić 30 minut, aby dojechać na trening, z pewnością nie zrobisz tego w gorszy dzień”.
10 minut
Aktorka nie mogła sobie odpuszczać, bo musiała, jak sama to określa, dotrzymać kroku chłopakom. Chodzi o Liama Hemswortha i Sama Claflina, którzy razem z nią występowali w „Igrzyskach śmierci”. „Gdy masz ich przy swoim boku, po prostu musisz dać radę – przyznaje Dormer. – Jestem osobą, która dostaje dodatkowego kopa, gdy się zmęczy i poczuje zastrzyk endorfin. Miałam wrażenie, że przekroczyłam swoje granice, a to bardzo odświeżające uczucie.
Szczególnie że wcześniej przez 6 miesięcy wcielałam się w postać Margaery Tyrell z »Gry o tron«, a moim głównym zajęciem były machinacje w jedwabnej sukience”. W ramach przygotowań Natalie wzięła udział w maratonie, który przebiegła w 3 godziny, 50 minut i 57 sekund. Niezła życiówka, ale Dormer ma na ten temat odmienne zdanie. „Gdy zobaczyłam czas, myślałam tylko o tym, że miałam przybiec do mety 10 minut szybciej – mówi. - Stawiam sobie poprzeczkę wysoko. Jeśli się za coś zabieram, chcę to zrobić dobrze. Inaczej nie ma sensu”.