W swojej autobiografii mistrzyni staroświeckiego kryminału, Agatha Christie, opisuje swoje dzieciństwo w wiktoriańskiej Anglii. Dorastała w dużej, wesołej i hałaśliwej rodzinie, w której o małej Agacie mówiło się, że jest „ta powolna”. Sama tak o sobie myślała, dopóki nie podrosła i nie zaczęła się spotykać z innymi ludźmi. Odkryła, że to wcale nieprawda, że wolniej myśli, wolniej mówi czy wolniej się rusza. Wręcz przeciwnie: jest raczej wyjątkowo bystrą osobą. To jej rodzina po prostu składała się z nietypowych ludzi (być może dzisiaj wszyscy dostaliby diagnozę – ADHD, kto wie).
Przypomniała mi się ta historia właśnie teraz. W poprzednim życiu, przed wirusem, życie toczyło się szybko. Chodziliśmy szybkim krokiem, denerwowaliśmy się, jeśli korek nie pozwalał nam na szybkie przemieszczanie po mieście, jedliśmy szybki lunch, wiecznie się spieszyliśmy, wsiadając do windy, wciskaliśmy przycisk zamykania drzwi, bo zamykały się o pół sekundy za wolno. Żyliśmy w nieustannym niedoczasie. Tak, jasne, każdy słyszał o slow life, ale wydawało się, że to dotyczy jakiejś mitycznej krainy, na przykład Prowansji, gdzie bohaterki komedii romantycznych przenoszą się po życiowych katastrofach, żeby tam odkryć uroki życia. Ale nasze prawdziwe życie upływało nam w pędzie, w galopie, w nieustannej gonitwie.
Trzeba się było przystosować, chociaż dla większości z nas to nie było naturalne tempo. Po prostu wszyscy dookoła tak pędzili, że nie można było inaczej, mimo że człowiek ledwo zipał. Aż tu nagle życie zwolniło. Niemal z dnia na dzień. Ludzie pozamykali się w domach i zaczęło się naprawdę wolne życie. Z dnia na dzień poznikały z mediów i sieci tytuły typu: dania w 15 minut, 10-minutowy trening na całe ciało, błyskawiczne triki na wypoczętą cerę. No bo jeśli już bym ewentualnie zrobiła ten trening, a potem szybkie danie, to zostaje mi jeszcze całe morze czasu do wypełnienia.
Niech Ci mądrale wymyślą jakiś sposób na np. kwarantannę w pół godziny, to pogadamy. A na razie robimy wszystko specjalnie powoli, bo przecież trzeba jakoś zapełnić ten dzień. I wiecie co? Bardzo wiele osób poczuło się jak wspomniana na początku Agatha Christie po wyjściu z domu rodzinnego. Okazało się, że wreszcie żyją we własnym tempie. Że ich własne tempo jest wolniejsze niż tempo tego cierpiącego na ADHD świata i to jest absolutnie OK. Tak jakby nagle z dnia na dzień świat do tej pory sprzyjający ekstrawertykom zrobił się przyjazny dla introwertyków. Odkrywamy, że może to ze światem było coś nie tak, a nie z nami.
Uwaga! Ponieważ samotność to przede wszystkim brak kogoś, z kim można pogadać o swoich problemach, dlatego specjalnie dla Was tworzymy takie miejsce. Piszcie do nas na adres: [email protected], a w kolejnych odcinkach będziemy omawiać trudne sprawy, o których piszecie (oczywiście, szanując Waszą prywatność). Założymy zamkniętą grupę na FB?
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Ministerstwo samotności - o lękach, które zatruwają życie, Ministerstwo samotności - cień taty oraz Ministerstwo samotności - gdy nie ma z kim pogadać