Pomysł przyszedł sam. Gdy Zuzanna Sielicka-Kalczyńska urodziła pierwsze dziecko, chłopiec miał nieustanne problemy z kolkami. Nie mógł zasnąć, ciągle płakał. „To było traumatyczne doświadczenie” – przyznaje Zuzanna. Jedyne, co potrafiło go uspokoić, to dźwięk suszarki do włosów.
Naukowcy sugerują, że bardzo przypomina on odgłosy, które dzieci słyszą w brzuchach matek. Problem polega na tym, że suszarka strasznie się nagrzewa i głupio zostawać przy niej malucha bez opieki.
„Spotkałam się z koleżankami i okazało się, że wszystkie mają podobne doświadczenia. Nagle padł pomysł: »A może zrobić szumiące zabawki?« – mówi Sielicka-Kalczyńska. – Jeszcze tego samego wieczoru miałam zarys biznesplanu. Od początku wiedziałam, że to wypali”.
Marzysz o zawrotnej karierze? Zobacz, jak być pewną siebie i poznaj 12 pomysłów, dzięki którym odniesiesz sukces w pracy.
Długa droga
Szumiące misie Whisbear pojawiły się na rynku jednak dopiero 4 lata później. „Normalnie chodziłam do pracy, wracałam do domu, zajmowałam się dziećmi, a około 21-22 zabierałam się za misie”. Pierwszym problemem okazały się kwestie techniczne.
Ani Zuzanna, ani jej siostra Julia, która dołączyła później do przedsięwzięcia, nie miały w tej kwestii żadnego doświadzenia.
„Na początku szukałyśmy partnerów w Chinach. Tak doradzali nam wszyscy znajomi. Nawiązałyśmy nawet kontakt z Izbą Polsko-Chińską, ale nie dość, że oferowane przez partnerów z Chin produkty były w podobnej cenie, to zaczęto wówczas pisać o strasznych warunkach w tamtejszych fabrykach. Stwierdziłyśmy, że misie, które mają pomagać naszym dzieciom, nie mogą przyczyniać się do cierpienia cudzych”.
Dziewczyny postanowiły znaleźć polskich dostawców. Niektórzy nie byli zainteresowani, inni nie chcieli się podjąć tak skomplikowanego zadania. W końcu trafiły na firmę, która uszyła 1000 misiów. „Mam nawet zdjęcie, gdy siedzę załamana nad pierwszą dostawą. Okazało się, że wszystkie pluszaki miały wadę. Trzeba było je odesłać do poprawy" – wspomina Sielicka-Kalczyńska.
To był cios. Panie, aby zdobyć pieniądze na rozkręcenie własnego biznesu, zastawiły mieszkanie i zapożyczyły się u rodziny. Mimo to nie miały zamiaru się poddawać. „Mogę przepłakać wieczór, ale potem szukam rozwiązania – tłumaczy Zuzanna. – Staram się nie tracić energii. W końcu nie mam wpływu na innych, mogę tylko działać sama”.