Kiedy zadzwoniłyśmy do niej z propozycją sesji, miała w głowie jedno pytanie: „Czy wy wiecie, z kim rozmawiacie?”. A do słuchawki była w stanie tylko powiedzieć: „O Jezu, serio?”. Gdy już się otrząsnęła, zaznaczyła, że musi tę propozycję przetrawić, że potrzebuje dnia do namysłu. Ale już chwilę po zakończeniu rozmowy była pewna, że to dobry pomysł.
„Wiele by mi przyszło do głowy, ale nie Women’s Health – przyznaje. – Ale to fajny krok, dobra propozycja. Mam poczucie, że ten numer jest bardzo potrzebny”.
Propozycja padła tuż po tym, jak Radzka, czyli Magdalena Kanoniak, stylistka i vlogerka modowa, opublikowała na YouTube film, w którym mówi o presji idealnego wyglądu. I zadając pytanie, dlaczego my, kobiety, robimy to sobie nawzajem, pokazuje karykaturę okładki naszego pisma. Rysunkowi superszczupłej dziewczyny towarzyszy tam pytanie: „Nie sądzisz, że jesteś gruba? Nawet jeśli zrobisz ten głupi trening, i tak nie będziesz wyglądała jak ona, bo ją wyszczuplił Photoshop”.
Film, opublikowany w internecie 16 maja, był jednym z nielicznych manifestów Radzkiej, która mówi o sobie, że nie musi ich formułować, bo sama jest manifestem.
„Przez to, że zajmuję się modą, wykraczając poza kanon współczesnej urody, samo moje istnienie jest tak odbierane – mówi. – Słyszę od fanek: »Radzka, dzięki tobie pokochałam swoje ciało« i takie wyznanie jest najlepszym dowodem, że to, co robię, ma sens. Nie muszę o tym mówić, krzyczeć – mój przekaz jest wystarczająco czytelny. Nie tworzę treści, sama jestem treścią”.
Jak ona to robi?
1. Noś to, co lubisz
Radzka, rocznik 1984, dorastała w epoce sprzed internetu. Pierwsze czasopismo? „Filipinka”, która kwestii wyglądu poświęcała stronę, może dwie. Kanon? Ważniejszy był ten literacki niż dotyczący tego, co trzeba obowiązkowo mieć w szafie. Marzenie, żeby zajmować się modą, wydawało się wówczas całkowicie abstrakcyjne – niezależnie od tego, czy marzycielka nosiła rozmiar S, M, L czy XL. I pewnie z tego marzenia nic by nie wyszło, gdyby nie to, że Magdalena Kanoniak w siebie nie zwątpiła.
Mody nie uważała nigdy za błahostkę. Wyjaśnia, że jest niezbędna, bo sprawia, że powstają ubrania, które chronią nasze ciało, bo porządkuje nam świat – to, jak się ubieramy, odzwierciedla sposób, w jaki żyjemy. Kiedy ktoś, słysząc, czym się zajmuje, macha ręką z lekceważeniem: „Ech, jakieś tam ciuszki, szmaty”, odpowiada pytaniem: „A wyszedłbyś z domu nago?”.
Jest świadoma wagi wyglądu – to na jego podstawie oceniamy nowo poznaną osobę; nasz mózg, podświadomość tak działają.
„Moda nie może być opresją, powinnyśmy nosić to, co chcemy, możemy bawić się modą – mówi. – Sama często noszę to, co mnie pogrubia, poszerza. Biegam w dżinsach boyfriendach od rana do wieczora. I tak skracają mi nogi. Co z tego, skoro czuję się w nich dobrze, jestem szczęśliwa?”.
ZOBACZ TEŻ: „Poczułam, że zajmowanie się jedzeniem może być ważne i sprawcze” [rozmowa z Martą Dymek]
2. To, co w głowie
Dorastała w domu, gdzie kwestie dotyczące mody i wyglądu nie miały żadnego znaczenia. Nie było tam gotowych wzorców dotyczących kobiecego piękna. Było za to dobrych kilka tysięcy książek z rozmaitych dziedzin – wiedza o świecie z nich wyniesiona miała zdecydowanie większą wagę.
„Rodzice niespecjalnie zwracali uwagę na to, jak wyglądamy z siostrą. Bardziej obchodziło ich to, czy się dobrze uczymy i jakie mamy zainteresowania – opowiada. – Ubrania na sklepowych wystawach, czasopisma o modzie – to wszystko były dla nich »pierdoły«, rzeczy nieistotne. Nigdy nie byłyśmy strojone, czesane, przebierane za laleczki w sukieneczkach z falbankami. Miało być prosto i wygodnie, więc obie długo byłyśmy chłopczycami biegającymi w spodniach i trampkach. Mój wygląd stał się tematem rozmów z rodzicami dopiero kiedy miałam 18 lat i zamieszkałam za granicą, w Niemczech. Stałam się bardziej pewna mojego stylu, eksperymentowałam z nim. I zdarzało mi się usłyszeć od mamy: »Dziecko, jak ty wyglądasz! Ubierz się inaczej!«”.
Radzka miała być prawniczką, jak mama. Ale dość szybko, łącząc studia z praktyką w kancelarii adwokackiej, poczuła, że to nie jest dla niej. Na tej samej zasadzie jej codzienna aktywność nie jest dla mamy, która oglądając filmiki córki na YouTube, potrafi westchnąć: „Madziu, wybacz, ale wiesz, mnie to straszliwie nudzi”.
Radzka się nie obraża: „Świetnie ją rozumiem, bo ją dobrze znam. Dla mamy moda pełni określone funkcje i tyle. I pewnie nigdy nie wyobrażała sobie, że moje życie zawodowe może się kręcić wokół wyglądu. Nie chciała, żebyśmy traciły swój czas na rzeczy tak powierzchowne. Bardziej liczyło się to, co obie mamy w głowach niż na sobie. I z perspektywy czasu bardzo chwalę sobie to podejście, bo dzięki niemu miałam mniej przestrzeni na hodowanie kompleksów”.