Media społecznościowe działają podobnie jak narkotyki – korzystanie z nich daje nam chwilowe poczucie szczęścia, a odstawienie wywołuje niepokój. Myślimy o nich, nawet gdy ich nie używamy, a gdy oddamy się im za bardzo, dopada nas wiele skutków ubocznych. Mimo tylu podobieństw, istnieje zasadnicza różnica między dragami a społecznościówkami – korzystanie z tych drugich jest legalne, nieograniczone i darmowe. Dlatego tak wiele z nas zmaga się z e-uzależnienieniem, być może nawet o tym nie wiedząc.
Dzisiejsi trzydziesto- i czterdziestolatkowie, zaliczani do pokolenia millenialsów, pamiętają jeszcze świat bez internetu i mediów społecznościowych, ale już przedstawiciele pokolenia Z dorastali wraz z Facebookiem. Aktualnie, jak wynika z raportu „DIGITAL 2021”, z internetu w Polsce korzystają prawie 32 miliony Polaków (czyli 85% populacji), a z mediów społecznościowych 26 milionów z nas (69% populacji). Kolejne wnioski z raportu są równie alarmujące – okazuje się bowiem, że w mediach społecznościowych spędzamy średnio 1 godzinę 59 minut, a każdy z użytkowników ma średnio aż 8,3 różnych profili w social mediach. I chociaż wiele społecznościówek pozwala zakładać konta dopiero po ukończeniu 13 lat (taki regulamin mają m.in. Facebook, Instagram i Google), to w sieci nie brakuje młodszych użytkowników, czego przykładem mogą być dziecięcy youtuberzy, np. 11-letnia Lenka z kanału „Hejka tu Lenka” czy jej 3-letni brat Marcel z kanału „Siema tu Marcel”. Kanały oczywiście zarządzane są przez osoby dorosłe (rodziców), ale ci młodzi influencerzy nie są przecież oglądani przez dorosłych, a swoich równolatków.
Popularność dziecięcych gwiazd nie powinna zresztą nikogo dziwić, gdyż, jak podaje portal Nauka w Polsce, korzystanie ze smartfona rozpoczynają już dwulatki, a 80% polskich rodziców przyznaje, że daje dzieciom urządzenia mobilne, kiedy te się nudzą. Dlaczego? Bardzo często dlatego, że dorośli sami sięgają po telefon w każdej wolnej chwili i w każdym możliwym miejscu: tuż po przebudzeniu, w drodze do pracy, w biurze, w toalecie czy nawet podczas rozmowy lub kolacji z kimś bliskim. To ostatnie zachowanie stało się na tyle popularne, że doczekało się nawet odrębnej nazwy – phubbing, co oznacza ignorowanie rozmówcy na rzecz patrzenia w telefon.
SPRAWDŹ TEŻ: Dlaczego algorytmy dyskryminują kobiety?
Problem społeczny
Społecznościówki nie są dodatkiem do naszej codzienności, a jej stałym i ważnym elementem. Może wręcz zbyt ważnym. Potrzebne konkrety? Proszę bardzo: w Polsce w lipcu tego roku z Facebooka korzystało 22 mln użytkowników, z Messengera 17 mln, a z Instagrama 9 mln. A to zaledwie trzy spośród blisko 20 najpopopularniejszych społecznościówek.
„Szacuje się, że w Polsce z e-uzależnieniem może zmagać się przynajmniej połowa osób korzystających z sieci. Przytoczona średnia, wynosząca 1 godzinę 59 minut, już wskazuje na problematyczne korzystanie z internetu, choć mamy jeszcze zbyt mało danych, aby to dokładnie oszacować. Dla przykładu jednak warto wiedzieć, że kompulsywne esemesowanie można rozpoznać, gdy ktoś przekracza 120 wiadomości dziennie, włączając w to rozmowy prowadzone przy użyciu aplikacji. Z tej perspektywy kompulsywne zachowanie dotyczy większej części aktywnych w social media młodych osób” – mówi Joanna Flis, psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka uzależnień. To oznacza, że skala problemu już jest ogromna, a patrząc na tempo wzrostu liczby aktywnych użytkowników (wzrost aż o 11% w porównaniu z poprzednim rokiem), będzie jeszcze większa.
Łaskotanie dopaminy
W branży internetowej towarem, który właściciele portali sprzedają reklamodawcom, jest uwaga użytkowników, mierzona albo w czasie, jaki spędzają na danej stronie, albo w klikach. To, że media społecznościowe działają tak uzależniająco, nie jest dziełem przypadku. One zostały specjalnie zaprojektowane tak, by aktywowały w mózgu podobne mechanizmy, jak kokaina czy hazard. „Najczęściej sieć i aktywność w sieci po prostu nas nagradza. Gdy ośrodek w mózgu odpowiedzialny za nagradzanie nas wydzielaniem dopaminy reaguje pozytywnie na bodźce, jakich doświadczamy, grając, przeglądając media społecznościowe czy mając kontakt z niebieskim światłem smartfonów, nazywamy to »łaskotaniem dopaminy«. Takie łaskotanie dopaminy jest szalenie uzależniające, do tego stopnia, że wpływ szklanych ekranów na funkcjonowanie człowieka określa się mianem cyfrowej pharmakerii – porównując ich działanie do działania środków chemicznych. Za e-uzależnieniem stoi cały mechanizm tak zwanego doświadczenia uzależniającego, na które składają się: cele, które zaspokajamy, realizując zachowanie nałogowe, czy satysfakcję, którą z tego mamy” – wyjaśnia nasza ekspertka.
Najlepszym przykładem uzależniających mechanizmów zastosowanych w sieci jest tzw. infinite scroll, czyli funkcja, która sprawia, że scrollując walla na Instagramie czy Facebooku, nigdy nie dojdziemy do jego końca, bo po chwili załadują się kolejne zdjęcia, linki czy filmy. Z punktu widzenia naszej psychiki to jak niekończąca się jazda rollercoasterem z nagrodami, oparta na schemacie: niewiadoma – pełnia oczekiwania – nagroda, wywołująca chwilową ekscytację dzięki uwolnieniu w mózgu dopaminy. Każde zdjęcie, które przeglądasz, przeczytany nagłówek lub link, do którego przechodzisz, napędzają tę kolejkę, a to sprawia, że chcesz więcej i więcej tych samych wrażeń. Zaspokojenie tego pragnienia albo zajmuje dużo czasu, albo jest po prostu niemożliwe, bo system dopaminy nie ma wbudowanego poziomu sytości. A gdy się wycofasz, zostaniesz zasypana wiadomościami lub bonusowymi ofertami, które mają zachęcić Cię do powrotu. Wynalazca infinite scrolla, Aza Raskin, wiele razy przepraszał za swój wynalazek. W jednym z popularniejszych tweetów napisał: „Optymalizacja czegoś pod kątem łatwości użytkowania nie oznacza, że jest to najlepsze dla użytkownika lub ludzkości”.
ZOBACZ TEŻ: Przeglądanie Insta obniża samoocenę