Na forach internetowych oraz wśród opinii uczestników programu „Agent” dominowały takie, że to twarda babka, że skryta, że się kamufluje, że potrafi grać ostro. Dlatego wielu celowało, że to właśnie ona musi być tytułowym „Agentem”.
Ciągle się ucz! To sprawia, że masz nieustający apetyt na życie.
„Pojechałam do Argentyny po to, by grać i bawić się tak jak kiedyś na koloniach. Gdybym się przejmowała tymi opiniami, to by oznaczało, że ten program nie był dla mnie, że powinnam pójść raczej do »Milionerów«, pod warunkiem że wcześniej bym się trochę poduczyła” – śmieje się Daria.
Trudno ją było poznać i rozszyfrować, dlatego po zakończeniu programu, na spotkaniu ze wszystkimi uczestnikami, powiedziała: „Teraz nadszedł czas, byśmy mogli poznać się naprawdę”. Jaka jest więc naprawdę?
Wie, czego chce
Pamięta, że zawsze lepiła z babcią pierogi. Gdy ulepiły 100, babcia mówiła: „Twoja mama nie umie gotować, ciotka też, to ulepmy jeszcze ze 100, potem pomrozimy i będzie dla wszystkich”. Dlatego na pytanie, od kiedy gotuje, odpowiada, że odkąd pamięta. Ale 17 lat temu, gdy wpadła jej w ręce książka o medycynie chińskiej, zaczęła gotować świadomie.
Odkrywała, jak wielki wpływ na zdrowie ma to, co jemy. Uczyła się o składnikach,o tym, że mogą poprawiać lub pogarszać kondycję fizyczną i intelektualną, próbowała je łączyć, by było smacznie i zdrowo. Ale dopiero gdy pojechała do Tajlandii i na ulicy w Bangkoku zjadła pierwsze tajskie jedzenie, zaczęła przeczuwać, co chce robić w życiu. – „To było jak grom z jasnego nieba. Te aromaty, przyprawy, ludzie, którzy gotowali i wkładali w to całe serce…” – wspomina.
To wszystko sprawiło, że otworzyła się nie tylko na nowe smaki, ale też na nową siebie, na to, że chciałaby robić w życiu coś zupełnie innego niż praca w agencji reklamowej, którą sama założyła. „Postanowiłam zrobić 10 kroków do tyłu, by wykonać jeden, ale słuszny do przodu” – mówi. Dlatego, nie bez bólu i strachu, zostawiła firmę, która miała już na swoim koncie poważne projekty reklamowe, zostawiła całe know-how po to, by zamknąć się w małej kuchni mieszkania na 7. piętrze i gotować.
Najpierw tworzyła przepisy dla córki, zapisując wszystko piórem w zeszycie. Gdy któregoś dnia go zalała i z atramentem spłynęła cała jej praca, zaczęła pisać w cyberprzestrzeni, tworząc blog „Mamałyga”. A potem poszło już lawinowo: zrobiła studia jako coach zdrowia, zaczęła prowadzić kąciki kulinarne w telewizji, warsztaty, napisała trzy książki. A podróże z turystycznych wypraw zamieniły się w kulinarne odkrycia.