Nie życzę im deszczu na wakacjach, zakalca w piekarniku (choć umówmy się – od jednego surowego ciasta jeszcze nikomu nie stała się krzywda, to sprawdzone info) ani nawet srogiej dopłaty w zeznaniu podatkowym PIT 2019.
Życzę natomiast: pomyślności, wiatru w żaglach, listów poleconych doręczanych do rąk własnych, żeby po żadnych pocztach stać nie trzeba było, rześkich poranków i ciekawych książek, które wygrywają z Netflixem, telefonem, a nawet z kolacją...
Nikogo nie interesuje Twoje szczęście
Taki wniosek można wysnuć, obserwując rosnącą popularność plotkarskich serwisów internetowych w naszym kraju. Żądamy czytać o porażkach, potknięciach, histerii poniedziałku i dniach, w których przy życiu trzyma jedynie imitacja zielonej herbaty. O rzeczywistości, która szarpie nerwy i łapie za gębę. O tym, że nie radzisz sobie z gotowaniem, dziećmi, sobą. Że za mało zarabiasz, zbyt przeciętnie wyglądasz i gdyby nie pochodzenie ze ściany wschodniej, byłabyś kimś. A tak to nie.
Nie wiem, czy to przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem, a może z jakiegoś rodzaju dojrzałością lub świadomością siebie. W pewnym momencie życia sukcesy innych zaczynają smakować jak nasze własne. Nie pojawia się uczucie zazdrości – raczej szczery podziw, a pokusa porównywania się do innych spływa szybciej niż mleko znikające w gorącej, gęstej cieczy, potocznie zwanej kawą. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o dwóch dziewczynach, które szczerze podziwiam, i chciałabym, żeby usłyszał o nich cały świat.
ZOBACZ TEŻ: Ch**owa Pani Domu - Co się zadziało z tymi facetami?
„Jestem Monika i udowodnię, że dzieci z zespołem Downa są piękne”
Tak na swoim profilu na Instagramie napisała pierwsza z nich. Monika ma cudowne blond włosy, ładny dom i trójkę dzieci, z których żadne nie przekroczyło jeszcze 98 cm wzrostu. Monika dwa lata temu po raz pierwszy została matką. A nawet bardziej, bo urodziła syna z zespołem Downa. I jeśli myślicie, że na tym ta niezwykła historia się kończy, odłóżcie szklanki, gorące napoje i usiądźcie wygodnie. Niedługo po narodzinach synka Monika z mężem zdecydowali się na adopcję Dorotki, dziewczynki z zespołem Downa, a niewiele później dowiedzieli się o kolejnej ciąży. Rok 2020 przyniósł im kolejne dwie kreski na ciążowym teście.
Powiem tak: choć Monikę znam jedynie wirtualnie, często zastanawiam się, jak ona to wszystko robi. Nie słyszałam nigdy, żeby żaliła się, że jej ciężko, żeby marudziła na swój los. Za to często widzę ją uśmiechniętą od ucha do ucha, jak żartuje ze swoich obślinionych spodni albo obśmiewa swój niewyjściowy strój dnia. Piszę o niej, bo czuję, że zasługuje na rozgłos, na rozpoznawalność, na to, by stać się wzorem dla wielu kobiet, głosem, który mówi, że można nie mieć w ogóle dzieci.
Albo można tworzyć rodzinę wielodzietną. Że dziecko z chorobą genetyczną to żaden wyrok i że adopcja powinna być dobrze przemyślaną decyzją, ale nigdy tematem tabu. Jeśli macie ochotę, zerknijcie na profil Moniki i jej męża @dzieciaki_cudaki i zobaczcie, jak można pięknie żyć.
Córki nie oszczędzają matek. Matki nie oszczędzają córek
Druga kobieta, o której chciałam Wam dzisiaj wspomnieć, to Mira Marcinów, filozofka i pisarka, na której książkę „Bezmatek” trafiłam jakiś czas temu, a która zrobiła na mnie tak niesamowite wrażenie, że pomyślałam: „Wow, ta Mira to jest dopiero dziewczyna!”. Do całkiem niedawna osoby świetnie piszące wprawiały mnie w pewnego rodzaju zakłopotanie. Myślałam sobie: „Genialnie napisany tekst, ja tak nie potrafię”. Myślałam jeszcze: „Co za talent trzeba mieć, żeby wymyślić takie zdanie, wpaść na taką puentę, zestawić obok siebie tak odległe znaczeniowo wyrazy?”.
Dziś, gdy widzę dobrą książkę, chcę mówić o niej całemu światu! Tak jest właśnie z książką „Bezmatek”, w której Mira Marcinów pisze o żałobie po śmierci matki. Nie żeby nikt nie robił już tego przed nią – kto nie zna dzieła „Matka odchodzi” Różewicza, niech szybko to zmieni – ale nikt do tej pory nie zrobił tego w taki sposób. Tak szczerze, przejmująco, prawdziwie. Marcinów pisze: „Ulegać matce, zaprzyjaźniać się z matką – to słaby interes. Umrze przed nami. Zostawi, zrani, odejdzie”. A potem wyskakuje z „listą pięciu rzeczy, które warto zrobić z umierającą na raka matką”, i ja już wiem, że pokocham tę książkę całym sercem, że o „Bezmatku” będę mówić każdemu, kto wyrazi chęć posłuchania o dobrej literaturze, i napiszę o nim w najnowszym felietonie Women’s Health. Niech czytelniczki magazynu, w którym mam okazję co miesiąc powymądrzać się na piśmie, wiedzą, że w tym kraju nad Wisłą można pisać pięknie, mądrze, a do tego na tematy, o których zazwyczaj jedynie się milczy. Mira Marcinów trafia na moją wyimaginowaną półkę z napisem „Najlepsze książki 2020”.
Mamy dopiero lipiec, a ja stawiam tak śmiałe tezy – niech to będzie dla Was świadectwo absolutnego oszołomienia prozą, która ujrzała światło za sprawą tej pisarki. Żądam dla niej nagród literackich w liczbie bardzo mnogiej, a także wszechobecnego uznania. A Wam, Drogie Czytelniczki, życzę znajdowania na swojej drodze kobiet, o których będzie chciało się potem pisać w gazetach. O, tyle Wam powiem!
ZOBACZ TEŻ: Ch**owa Pani domu - My, introwertycy, i wy, normalni