W życiu zawodowym Aleksandry Popławskiej jak zwykle sporo się dzieje. Gdy spotykamy się z nią na sesji, Ola jest na tydzień przed premierą spektaklu dyplomowego studentów Wydziału Aktorskiego AST w Krakowie „Męczennicy”, który reżyseruje, więc musi być obecna dwa razy dziennie na próbach. Jednocześnie pracuje na planie nowego filmu. A to oznacza, że wiele czasu spędza w pociągu, krążąc między teatrem, planami zdjęciowymi a domem. Życie na walizkach i szybki tryb życia to dla Aleksandry codzienność.
Na deskach teatru występuje już od ponad 20 lat. Zaczęła wyjątkowo szybko, bo już na drugim roku studiów na wrocławskim Wydziale Aktorskim krakowskiej PWST wcieliła się w rolę Halinki w „Sztukmistrzu z Lublina”. Z teatrem do dziś jest mocno związana, bo gdy nie pracuje jako aktorka, zajmuje się reżyserią. W obu tych dziedzinach zdobyła zresztą masę nagród. Jednak to dzięki telewizji dała się poznać szerszej publiczności. Nie ma co ukrywać, że najbardziej znana jest z ról, w których gra twarde babki. Pani prokurator Iga Dobosz z „Watahy”, beznadziejnie zakochana Siekiera z „Kobiet mafii” czy walcząca z nałogiem i seryjnym mordercą komisarz Agnieszka Polkowska z „Szadzi” to pełnokrwiste bohaterki, które – nie bacząc na konsekwencje – robią to, co uważają za słuszne. Dzięki tym rolom w hitowych produkcjach oraz swojej karierze teatralnej, w życiu zawodowym Aleksandra Popławska osiągnęła już wiele, zapytana jednak o swoją karierę, odpowiada: „Prywatnie i zawodowo jestem spełniona, ale zawsze mam apetyt na więcej. Czuję, że rola życia jest jeszcze przede mną. Mam swoje zawodowe marzenia i wierzę, że się spełnią”. Brzmi tajemniczo, ale Ola nie należy przecież do osób, które na prawo i lewo opowiadają o swoim życiu prywatnym. Od imprez firmowych i lansu na ściankach woli podróże, wyprawy pod żagle czy przebieżki po lesie, w których towarzyszą jej dwa kundelki.
Biohacking, czyli optymalizacja
Czy tak zapracowana kobieta ma czas na odpoczynek? „Jasne, że tak – odpowiada Ola. – Mimo codziennej gonitwy, biohacking nauczył mnie żyć tu i teraz. Dzięki niemu osiągnęłam wewnętrzną harmonię”. Trudno przyjąć jednoznaczną definicję biohackingu, ale w wielkim skrócie można powiedzieć, że jest to filozofia optymalizacji zdrowia w celu zwiększania efektywności psychofizycznej, czyli taka nauka obsługi własnego organizmu. Tak jak hakerzy hakują komputery, czyli modyfikują ich oprogramowanie, biohakerzy hakują biologię swoich organizmów. To jedna z nowych metod kompleksowego dbania o siebie, której stosowanie ma poprawiać zdrowie, samopoczucie i wygląd, a także chronić przed chorobami cywilizacyjnymi. Twórca i guru biohackingu Dave Asprey powiedział, że biohacking to sztuka stawania się superczłowiekiem, i coś w tym jest. „Jestem biohakerką, a przynajmniej staram się nią być. Pracuję nad sobą, bo jest to proces, który nigdy się nie kończy. Postanowiłam zainwestować w siebie, bo najważniejsze jest dla mnie zdrowie. Mój zawód to moje ciało i moja psychika, więc kondycja psychofizyczna jest dla mnie priorytetem – opowiada Ola. – Kończymy szkoły, w których uczono nas różnych rzeczy, ale najmniej o tym, jak działa nasz organizm, jakim jest złożonym i powiązanym systemem. Tymczasem organizm jest tworem doskonałym, tylko by działać na pełnych obrotach, potrzebuje odpowiedniego paliwa, a biohaker wie, jak mu to paliwo dostarczyć”.
Aktorka od roku stosuje program Karola Wyszomirskiego, autora książki „Biohacking. Przewodnik dla początkujących”, który specjalizuje się w optymalizacji zdrowia i zwiększaniu efektywności osobistej, łącząc i wykorzystując najnowsze odkrycia naukowe z takich dziedzin, jak: neurobiologia, psychoneuroimmunologia, epigenetyka, kinezjologia, dietetyka kliniczna, dietetyka sportowa, psychodietetyka, biohacking, psychologia zmiany i psychologia osiągnięć. Książka Karola zrobiła na Oli tak duże wrażenie, że po jej przeczytaniu postanowiła do niego napisać. „Zaczynałam mieć niepokojące wyniki hormonu tarczycy, czułam się nieustannie zmęczona, wyczerpana, a pandemia też zrobiła swoje... I tak zaczęła się nasza współpraca. Po roku stosowania jego zasad moje wyniki są idealne, a ja jestem w szczytowej formie, choć Karol zapewnia, że będzie jeszcze lepiej – przekonuje Ola. – Rozpisał mi dietę, nauczył redukować zmęczenie, pomógł poprawić jakość snu. Dał wytyczne dotyczące treningów oraz ułożył odpowiednią suplementację. Dzięki temu mogę pracować w ciężkich warunkach przy dużych obciążeniach, wciąż mieć sporo energii i dobrze wyglądać. Karol obiecał, że będę wyglądać i czuć się na 10 lat mniej, i tak się stało”. Ola jest na tyle zafascynowana biohackingiem, że wciągnęła w to także swojego partnera Marka Kalitę.
ZOBACZ TEŻ: Alternatywne zdrowie: medycyna to nie tylko tabletki