Niższe zarobki kobiet to zjawisko powszechnie znane, nazywane ,,gender pay gap”, czyli luką płacową ze względu na płeć. Z danych GUS wynika, że w 2018 r. przeciętne wynagrodzenie mężczyzn w Polsce było o 19,9 proc. wyższe od przeciętnego wynagrodzenia kobiet (mężczyzna zarabiał średnio 5447,24 zł brutto, a kobieta 4543,36 zł).
Jeśli chodzi o tzw. stawkę godzinową, GUS wyliczył, że mężczyźni w Polsce, w 2018 roku, zarabiali średnio brutto 28,87 zł, a kobiety 25,94 zł. Czyli przeciętne godzinowe wynagrodzenie brutto mężczyzn było o 3,53 zł wyższe od porównywalnego wynagrodzenia kobiet.
Unia Europejska definiuje ,,lukę płacową ze względu na płeć” jako różnicę między średnimi stawkami godzinowymi brutto, które otrzymują kobiety i mężczyźni. Wyraża ją za pomocą wskaźnika zróżnicowania wynagrodzeń ze względu na płeć. Oblicza się go jako różnicę między przeciętną godzinową stawką wynagrodzenia brutto mężczyzn i kobiet, wyrażoną przez procent przeciętnej godzinowej stawki wynagrodzenia brutto mężczyzn. Pod uwagę brane są tylko firmy zatrudniające przynajmniej dziesięć osób.
Według danych Eurostatu, średnia luka płacowa w krajach Unii wynosi ok. 16%. Wskaźnik dla Polski mówi o luce płacowej na poziomie ok. 8 proc. i jest jednym z niższych w UE (np. w Estonii nawet ponad 20 proc.).
ZOBACZ TEŻ: 8 technik uczenia się [porady z najlepszych uniwersytetów na świecie]
Skąd biorą się te różnice?
„To przede wszystkim spadek po umierającym, patriarchalnym systemie, według którego mężczyźni mają zarabiać na utrzymanie rodziny, a na kobietach spoczywa opieka nad dziećmi i prowadzenie domu – mówi Katarzyna Lubiniecka-Różyło, feministka, działaczka Dolnośląskiego Kongresu Kobiet. – Poza tym kobiety pracują w gorzej płatnych zawodach, pracują mniej, gdyż muszą łączyć pracę zawodową z prowadzeniem domu, mają przerwy w pracy na urodzenie i wychowanie dzieci. Niższe zarobki są także często winą samych kobiet, które nie upominają się o podwyżki i nie walczą o zarobki jak mężczyźni. A bojąc się, że mogą zaniedbywać obowiązki domowe, nie starają się o awans w pracy, a tym samym rezygnują z wyższych wynagrodzeń. Polki, oczywiście nie wszystkie, ale ogromna ich część, żyją w cyklu, który sprzyja pogłębianiu się luki płacowej. Najpierw się uczymy, później idziemy do pracy, później zachodzimy w ciążę, rodzimy i przez średnio kilka lat nasza aktywność zawodowa jest co najmniej ograniczona. Potem, gdy odchowamy dzieci, wracamy do pracy, ale już po kilku latach znów musimy zwolnić, bo tym razem musimy się opiekować wnukami i starzejącymi się rodzicami. No i pięć lat szybciej niż mężczyźni odchodzimy na emeryturę”.
Ten tradycyjny rytm, wyznaczony przez opiekę nad innymi, sprawia, że w życiu zawodowym kobiety mają „pod górkę”.
Po pierwsze, statystycznie kobiety są w Polsce lepiej wykształcone od mężczyzn. Wyższe wykształcenie ma w Polsce co trzecia Polka i co piąty Polak, dlatego kobiety uczą się dłużej niż mężczyźni. W czasie gdy one jeszcze studiują, ich koledzy z klasy już zarabiają pieniądze.
Pracodawcy często preferują mężczyzn, bojąc się, że kobieta po wdrożeniu do zajmowanego stanowiska zajdzie w ciążę i znów trzeba będzie kogoś zatrudnić i szkolić. Gdy już młoda kobieta znajdzie zatrudnienie, często rzeczywiście zachodzi w ciążę i – tradycyjnie – to ona bierze urlop macierzyński, co oznacza przerwę w aktywności zawodowej, brak awansu, mniejsze składki etc.
Małe dzieci często chorują i to właśnie kobiety częściej biorą w pracy dni wolne. Mniej przepracowanych godzin to mniejsze szanse na awans, premie, a więc i mniejsze zarobki. Później dzieci się usamodzielniają i kobieta w końcu może znów poświęcić się pracy. Kłopot w tym, że wyższe, lepiej płatne stanowiska są już wówczas obsadzone ich kolegami, którzy w czasie gdy one zajmowały się dziećmi, nabierali doświadczenia i awansowali.
Jedną z przyczyn tego okresowego wycofywania się kobiet z aktywności zawodowej jest niewydolny system opieki instytucjonalnej. Miejsc w żłobkach i przedszkolach publicznych stale brakuje, a placówki prywatne są drogie. Podobnie jest z opieką nad ludźmi starszymi i schorowanymi.
Komentarze