Zwift - testujemy kolarską platformę treningową

Jak, nie ruszając się z miejsca, sprawić, że forma i motywacja pójdą w górę? Odpowiedź: Zwift.

Materiały prasowe

Ekspertka: Joanna Dudzińska. Z wykształcenia fizjoterapeutka i dziennikarka, od dziecka fitness geek.

Biegać mogę w każdych warunkach, na rower lubię wsiadać tylko w tych korzystnych. Co nawet przy bezśnieżnej zimie oznacza, że nie miałabym szans na zbudowanie formy do triathlonu, a taki postawiłam sobie cel. Zdecydowałam się na trenażer, ale jazda w pomieszczeniu (nawet wywietrzonym i z nawiewem) przed ścianą była gorsza niż lawirowanie między kałużami w oparach spalin.

ZOBACZ TEŻ: Strach przed koronawirusem. Jak go zmniejszyć

Moja kolarka nie zakurzyła się tylko dzięki aplikacji Zwift. Po praktycznie automatycznym podłączeniu do komputera/telewizora/ ew. smartfona (wystarczy Bluetooth) przeniosłam się na wirtualne trasy (często odzwierciedlone są te prawdziwe – można np. wybrać się na przejażdżkę po Londynie).

Trenażer „smart” reaguje na zmianę nachylenia trasy, dostosowując opór, więc naprawdę czujesz, że pokonujesz TEN podjazd. Możliwość podłączenia pulsometru, zrobienia specjalnego testu i korzystania z gotowych lub własnych planów treningowych pozwala naprawdę solidnie popracować nad formą.

Jest też mnóstwo opcji rywalizowania w wyścigach. I jeszcze więcej zabawy. Wszystko bazuje na zasadzie gry – począwszy od stworzenia własnego awatara (tak dobrej fryzury pod kaskiem nigdy nie miałam), na doborze długości skarpetek kończąc. Można zdobywać kolejne levele, a walutą w Zwifcie są kropelki potu. Na wirtualnej trasie można się umówić ze znajomymi, ale też spotkać zawodowych kolarzy. I co najważniejsze – jeździć bez względu na porę i pogodę.

ZOBACZ TEŻ: Młotek do masażu wibracyjnego Hypervolt [WH sprawdza]

REKLAMA