Masowa aktywność fizyczna to wynalazek ostatnich lat. Jeszcze w pokoleniu naszych rodziców do rzadkości należały osoby, które w dorosłym życiu uprawiały sport, a mimo to większość z nich nie miała specjalnych problemów z nadwagą. Teraz zaś intensywny wysiłek fizyczny stał się praktycznie nieodłącznym elementem dbania o szczupłą sylwetkę.
Rzadziej myśli się o diecie, pewnie dlatego, że łatwiej zmobilizować się co jakiś czas do wyjścia na trening, niż do konsekwentnych zmian w sposobie jedzenia. Często myślimy: „E tam, zjem pączka, bo przecież i tak zaraz go spalę”. Tak istotne elementy odchudzania, jak unikanie stresu czy długi sen w porze wyznaczanej przez zegar biologiczny, są dla wielu kompletną abstrakcją.
Na takie bzdury nie ma czasu w świecie, w którym obok pracy i rodziny musimy jeszcze wykroić czas na kolejny trening. Jak to w końcu z nim jest? Czy wylewanie siódmych potów to rzeczywiście najlepszy sposób na pozbycie się nadmiaru centymetrów w pasie?
ZOBACZ TEŻ: Gwiazdy, które nie piją alkoholu
Trening do upadłego
Poprzez wysiłek chcesz zmusić organizm, żeby sięgnął do zapasów energii, czyli tkanki tłuszczowej. Pierwszym wyborem jest wtedy często trening kardio i bieganie do upadłego. Który to upadły biorąc pod uwagę niską wydolność, zdarza się początkującym dość szybko. Taki trening wbrew pozorom niespecjalnie przybliża do celu.
„Przy ćwiczeniach o niskiej intensywności, do 50-60% pułapu tlenowego, czyli maksymalnej ilości tlenu, jaką organizm jest w stanie pochłonąć w czasie minuty wysiłku, głównym paliwem, z którego korzystamy, są tłuszcze. Później dołączają do nich w większym stopniu cukry, a przy 70-80% zaczynają się przemiany beztlenowe, które zasilają już wyłącznie węglowodany” - wyjaśnia fizjolog dr Szczepan Wiecha z Centrum Diagnostyki Sportowej Sportslab (sportslab.pl).
W wolnym tłumaczeniu oznacza to, że im bardziej intensywny wysiłek, tym mocniej korzystasz ze zgromadzonego w mięśniach i wątrobie glikogenu, a mniej z tkanki tłuszczowej. Gdy biegać zaczyna osoba mało wytrenowana, szybko rośnie jej puls i przechodzi na wyższy, cukrowy stopień zasilania.
Przeciętnej osobie wystarczy glikogenu na kilkadziesiąt minut aktywności – później organizm znów sięgnie po tłuszcz, ale słabe wytrenowanie nie pozwoli na wystarczająco długi wysiłek. No i klops: koszulka jest mokra, ale zapasy tkanki tłuszczowej zostały praktycznie nienaruszone.