Irena Preiss - mistrzyni świata w grapplingu, czarny pas BJJ
„Z perspektywy czasu, gdy pomyślę, ile zdrowia niepotrzebnie zmarnowałam, jest mi po prostu przykro” – mówi Irena Preiss. Gdy zaczynała ćwiczyć, wiedzę na temat diety czerpała przede wszystkim z opowieści kolegów z maty. Dlatego pierwsze lata treningu zdarzało jej się napędzać batonikami i energetykami, które łączyła z garściami witamin. Na zawodach odnosiła sukcesy, choć jej zmorą były nawracające anginy. „W pewnym momencie wszystko zaczęło układać się w całość – wspomina. – Zrozumiałam, że mogę przez kilka miesięcy przeciążać organizm, ale on w końcu nie wytrzyma i każe mi zostać w domu”.
ZOBACZ TEŻ: Szczepionka na koronawirusa w drodze
W 2013 roku przeszła na weganizm, choć to ograniczenie się jedynie do produktów pochodzenia roślinnego nazywa jedną z najlepszych decyzji w swoim życiu. „Oczywiście, mam mniejszy wybór, ale dzięki temu nie mogę wbiec do sklepu i rzucić się na śmieciowe jedzenie, tylko przygotowuję sobie pełnowartościowe posiłki” – zauważa.
Kontakt z dietetyczką Paulą Gałęzowską nauczył ją, że jedynym źródłem białka nie muszą być cieciorka i czerwona fasola. Poza tym zrozumiała, że nie trzeba dostarczać wszystkich wartości odżywczych w każdym posiłku, tylko można je rozłożyć na cały dzień. Dlatego, gdy na obiad serwuje leczo ze strączkami, godzinę później sięga np. po orzeszki i słonecznik. W najbliższym czasie planuje jednak współpracę ze specjalistką. „Wiem już, że długotrwałe niedopinanie diety może mieć konsekwencje w przyszłości, dlatego chcę mieć pewność, że tym razem wszystko jest w porządku” – mówi
ZOBACZ TEŻ: Treningi a koronawirus – co wolno, a czego nie podczas epidemii